Najlepiej dobrą 🙂 .Smaczną, Świeżą. I taką nie za bardzo tuczącą. Najlepiej zatem sięgać po czekoladę o jak największej zawartości kakao, mimo iż początkowo może to budzić sprzeciw naszych kubków smakowych, nie zawsze lubiących cierpkie słodycze.
Jednak takie czekolady są, jeżeli można tak powiedzieć – zdecydowanie najzdrowsze. Mają stosunkowo niskie IG (spośród słodyczy gorzka czekolada zawiera najmniejszą ilość cukru), co, zwłaszcza dla diabetyków wcale nie jest takie najgorsze, gdyż po jej zjedzeniu poziom cukru we krwi wzrasta stosunkowo wolno. Zawarte w nich kakao wydatnie ponoć wspomaga procesy metaboliczne, dzięki błonnikowi, kofeinie i jakiemuś tajemniczemu zwiazkowi roślinnemu, epikatechinie (jak ktoś kiedyś zgrabnie go nazwał), wspomagajacej intensywność wytwarzania energii niezbędnej do spalania zbędnych kalorii.
Epikatechina jest zarazem przeciwutleniaczem, a ponadto ma niwelować skutki udaru mózgu (niestety, w mlecznej czekoladzie prawie nieobecna, z racji cierpkiego smaku usuwa się ją w procesie produkcji, a ponadto niweluje ją mleko). I są to chyba wystarczająco ważkie argumenty, uzasadniające preferowanie czekolady gorzkiej, kosztem wyrobów z czekolady mlecznej, czekolad z dodatkami (orzechy, migdały, rodzynki itp.) i słodkimi posypkami (np karmel), a zwłaszcza czekolad nadziewanych.
Czekolady nadziewane mogą być przyczyną niejednej niespodzianki natury, można powiedzieć egzystencjalnej… Mąż kiedyś zaczął studiować skład jakiejś takiej czekolady z kawałkami malin, przybierając minę, jaką zapewne miał Witkacy, przeżywający zdumienie metafizyczne, wynikające z odkrycia faktu swojego istnienia. Gdy zainteresowałam się tym dość osobliwym wyrazem twarzy Darka, wyjaśnił, że w czekoladzie z malinami jest marakuja, a także buraki cukrowe, orzechy arachidowe, jakieś barwniki, substancje zapachowe itp. – ale ani śladu malin… Cóż. Dziwiło go tylko, że nie ma koperku, ani szczawiu.
Buraki, czy marakuję w czekoladzie malinowej można potraktować jako swoisty akcent humorystyczny, gorzej jednak z substancjami, barwiącymi zapachowymi, utrwalaczami…
Generalnie, im krótsza lista składników tym lepiej. I ważne, żeby w składzie był cukier, nie zaś syrop glukozowo-fruktozowy, substancja ta k powszechna i ważna dla naszego zdrowia, że chyba wkrótce poświęcę jej osobny wpis.
powrót do
Słodycz gorzkiej czekolady

Cywilizacyjna, przewlekła, uważana za pierwszą niezakaźną epidemię na świecie. Wzbudza kontrowersje. Środowisko medyczne bije na alarm. Wg danych WHO, ok. 422 miliony ludzi choruje na cukrzycę (2014 r), zaś tendencje wzrostowe są raczej koszmarne . Oponenci odpowiadają, że i owszem , ale wśród owych chorych można wyodrębnić grupę 179 milionów obywateli naszej planety, którzy jeszcze o tym nic nie wiedzą. Że są chorzy. Potwierdzają więc sentencję mojej Ulubionej Pani Doktor (kardiologa zresztą), że nie ma ludzi zdrowych, są tylko nieprzebadani… I tak rodzą się podejrzenia o manipulowanie danymi, prowadzenie swoistej gry marketingowej, stwarzanie atmosfery zagrożenia, obliczone na pozyskanie większej liczby pacjentów.
Zwraca się przy tym uwagę na obniżenie dopuszczalnego progu poziomu glukozy. Dziś wynosi on 100 mg/dL na czczo, podczas gdy niegdyś kształtował się ponoć na poziomie 120. Sam odnoszę niejasne wrażenie, że gdy przed laty chciano „wrobić mnie w cukrzycę” – była mowa o owych 120 mg/dL. I tu podejrzenie pada na koncerny farmaceutyczne, z przyczyn oczywistych dążące do zwiększenia liczby chorych…
Zupełnie nie chodzi o to, żeby się straszyć. Po co jednak wysłuchiwać od lekarza ” a gdzie pan był, gdy…?” lub „to teraz pan przychodzi?”, zwłaszcza że to nie są dobre pytania, bo zwiastują stan poważny i perspektywę niezłych kłopotów.
Pamiętajmy o tym, nim zbagatelizujemy cukrzycę.

W zamian za słodycze zaproponowałam mu jogurty typu greckiego. Zawierają one wprawdzie niekoniecznie pożądaną dla cukrzyka fruktozę, jednak jak się okazało, skutecznie neutralizowało ją białko. Darek zjadał nieraz i 3-4 jogurty dziennie, nie odnotowując przy tym znaczącego wzrostu poziomu cukru we krwi. Dodatkowo jeszcze wspomagał się chrupkim pieczywem, traktując je jak ciastka.
