Klub włóczykijów – nordic walking

Nie czujemy się autorytetami nordic walking, nie mamy zresztą takich ambicji. Chodzimy amatorsko, zażywając ruchu na świeżym powietrzu tak, jak inni biegają lub jeżdżą na rowerach.
Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy początkujący i staramy się podpatrywać oraz stosować coraz to nowe elementy techniki marszu.Chcemy jednak poprzestać na etapie rekreacji, wszakże nie tej urlopowej jedynie – chodzimy także w dni powszednie, kiedy mamy na to ochotę. W najbliższej okolicy lub podczas wypadów poza miasto, gdzie można jeszcze delektować się ciszą  i pięknem krajobrazu.
Postanowiliśmy opisywać niektóre nasze kocie ścieżki, wychodząc z założenia, że warto propagować ideę nordic walking, jako formę świetnej zabawy i terapii.
Istnieje grupa ludzi uważająca, że nw nie jest sportem. I być może mają rację. A czy brydż sportowy jest? Mimo, że ma to wpisane w nazwę? A curling? Dyscyplina olimpijska, a dla wielu połączenie gry w kręgle ze sprzątaniem… Są to jałowe dyskusje…
Podobnie jak dywagacje, czy  marsze nordic walking różnią się od zwykłych spacerów, czy też nie (ewentualnie czy są spacerami dla naiwnych, którzy dali sobie wmówić, że  dzięki kijkom rozwiną swe mięśnie i poprawią kondycję). Nie roztrząsajmy tego.
 Na podstawie własnych doświadczeń wiemy, że odpowiednio prowadzone marsze przyczyniają się do regulacji poziomów cukru u diabetyków, prowokują do nieco większego wysiłku niż „normalne spacery”. Ale też i stwarzają niepowtarzalną okazję do wyciszenia się.
Poprawnie dobrane kije wymuszają prawidłową, wyprostowaną postawę, poprawiają koordynację ruchów (nagle zaczynamy kontrolować rzeczy, o których podczas krążenia po parku w charakterze spacerowiczów nawet byśmy nie pomyśleli). W pewnym momencie zauważamy, że spacerując z kijami jesteśmy w stanie chodzić szybciej, pokonujemy dłuższe dystanse i jesteśmy przy tym mniej zmęczeni.
No i rzecz najważniejsza: docieramy do coraz to nowych zakątków, do których nigdy wcześniej nam się docierać nie chciało,  nawet nie czuliśmy takiej potrzeby, siedząc wygodnie przed telewizorem lub laptopem.
Do nowych zakątków, które wcale nie muszą być odległe. Dają jednak możliwość oderwania się od całej tej kakofonicznej wrzawy informacyjnej, bezsensownej, bełkotliwej i całkowicie zbędnej. Oderwania się i skupienia na detalu, na ulotnościach, impresjonistycznej grze dźwięków i barw.
Zapożyczyliśmy tytuł artykułu od czytanej we wczesnej młodości (lub późnym dzieciństwie, jak kto woli) powieści Niziurskiego, zmieniając trochę jego sens. Po prostu lubimy włóczyć się z kijami.