Nordic walking – Jarnołtówek 2019

I znowu jesteśmy w Jarnołtówku. Najnowsza prognoza pogody nie nastrajała  zbyt optymistycznie. Zanosiło się na to, że będziemy zmuszeni ćwiczyć nowatorskie techniki marszu:
Na miejscu okazało się, że nie jest tak źle. Na początek przypomnieliśmy sobie Cichą Dolinę, która tak bardzo oczarowała nas poprzednio. Szliśmy od drugiej strony, jednak przeszkody terenowe, znane nam z zeszłego roku, pozostały na swoim miejscu
więc i radość zwycięstwa pozostawała taka sama
Z rozpędu wleźliśmy jeszcze na Gwarkową Perć – i zleźliśmy o własnych siłach.
Znowu nie było nam dane dotrzeć do Żabiego Oczka, gdzie wg legendy znaleziono gigantyczny  złoty samorodek. Najwyraźniej nie nęcił nas cenny kruszec… A może bardziej obawialiśmy się zgubienia po drodze kilku kalorii?
W każdym razie bardziej zainteresowały nas pobliskie Czechy. Rejviz, tamtejszy rezerwat przyrody okazał się bardzo sympatycznym miejscem, doskonałym do spacerów.
W miarę równe, leśne ścieżki, wijące się wśród drzew, łagodne podejścia sprawiające, że spora część okolicznych górek leży w zasięgu zdobywców w wózkach dziecięcych – wszystko to tworzy istny raj dla takich sportowców, jak my.
Trochę powłóczyliśmy się ścieżką edukacyjną, Velké mechové jezírko odpuściliśmy – nie mieliśmy koron na bilety wstępu, jedynie złotówki, całą stówkę, dla odmiany Pan w kasie twierdził, że nie ma złotówek , żeby wydać resztę ( a cała polska grupa przed nami płaciła  właśnie złotówkami). Ponieważ perspektywa koron nie bardzo przypadła nam do gustu – doszliśmy do wniosku, że Ziemia nie zacznie się kręcić w drugą stronę tylko dlatego, że nie zobaczymy Jeziorka.  Pożegnaliśmy się chłodno i z domieszką ironii. Przyjaźń polsko – czeska z tego tytułu nie ucierpiała, a my poszliśmy na Bublavý Pramen,
a potem na Kazatelný.  Szło nam się dziarsko, jednak  gdy, sądząc po krajobrazie, byliśmy niedaleko – drogę zatarasowały nam spore wiatrołomy, zdecydowaliśmy się zawrócić, łykając gorycz porażki i obiecując sobie, że następnym razem   Kazatelný z pewnością padnie ofiarą naszych wspinaczkowych zapałów…
a póki co, znaleźliśmy pocieszenie w cukierni , w Zlatych Horach, pijąc świetną kawę i zajadając coś, o czym nie wypada pisać bez zgrozy 🙂 . Ot, chwila słabości, skromny sernik – choć w słusznym kawałku…
Gdy, już po powrocie szukaliśmy materiałów dotyczących Kazatelnego – znaleźliśmy kilka fotografii, jako żywo przypominających nasze zdjęcia formacji skalnych…
Cóż, albo internauci się pomylili, albo minęliśmy szczyt nie wiedząc o tym… W każdym razie jest to świetny powód, żeby jeszcze raz odwiedzić Rejviz i po prostu to sprawdzić.