Warzywa – naszych 7 grzechów głównych

Przystępując do naszego odchudzania i wyrównywania cukrzycy męża miałam świadomość, że podstawą diety pozostaną warzywa.

I tu zadanie wydawało mi się proste, a niezbędne zmiany – niewielkie.
Wszak od dawna jedliśmy sporo warzyw w różnych formach. Gdy jednak nieco dokładniej przyjrzałam się naszemu dotychczasowemu jadłospisowi, sprawa już nie wydala mi się tak jednoznaczna.
Uświadomiłam sobie 7 podstawowych błędów, które systematycznie popełniałam, niczym 7 grzechów głównych . Taka retrospekcja, swoisty rodzaj świeckiego rachunku sumienia czasem bywa niezbędny.
Ot, taki rodzaj wyprawy w najodleglejsze zakątki swoich nawyków i przyzwyczajeń.
grzech 1:
Zupy – chociaż do ich przyrządzana od bardzo dawna nie wykorzystywałam zasmażki, ani wywarów z kości; błędem była dodawana zbyt tłusta śmietana;
obecnie do zabielania zup wykorzystuję jogurt naturalny lub po prostu surowe mleko 2%. Twierdzimy, że nie odbija się to na walorach smakowych zup (choć oczywiście jest to rzecz gustu).
grzech 2:
Warzywa jako przystawka do drugiego dania – były obecne zawsze, w różnorodnym asortymencie… buraczki, marchewki, kalafiory, brokuły… ale gotowane (marchewki – stanowczo zbyt często). Wręcz na miękko… I do tego bułka tarta lub masło klarowane… Do kalafiora, brokułów, fasolki szparagowej… I to był błąd, grzech nr 2.
Obecnie bułki nie stosuję nigdy, zaś masło zdecydowanie rzadziej; no i rzecz najważniejsza – zmieniłam sposób obróbki warzyw: gotowane zastąpione zostały przyrządzonymi al’dente; jemy też więcej surówek. Trochę się obawiałam jak częstsze podawanie na obiad brokułów zniesie mój Pan Mąż… wcześniej robił tak płaczliwe miny… A tu, o dziwo, twierdzi, że brokuły i kalafiory smakują mu bardziej niż przed dietą… I niech tak pozostanie.
grzech 3:
Rośliny strączkowe. Jedliśmy ich sporo, jednak znowu nie do końca właściwie przyrządzonych… Naszym grzeszkiem była fasolka po bretońsku, bób, wspomniana fasolka szparagowa lub szparagi – okraszone… Smaczne to było, jednak…
Strączkowe w ogóle są pewnym problemem. Spożywanie ich w formie al’dente może być nieco ryzykowne i skończyć się drobną rewolucją żołądkową (tak jak np. jedzenie niedojrzałych gruszek lub śliwek, agrestu itp. dobrych rzeczy, ulubionych zwłaszcza w dzieciństwie)… Zalecane w dietach odchudzających, niekonieczne polecane w dietach wyrównujących glukozę. Prawie kwadratura koła. Siłą rzeczy jemy je rzadziej.
grzech 4:
Sałatka jarzynowa – tradycyjna lub bawarska; niby wszystko poprawnie… bukiet warzyw, al’dente, nawet ziemniaki, na zimno, są dozwolone dla diabetyka… Nasze grzeszenie polegało na dodawaniu majonezu… Niby majonez jest dopuszczalny, ale bez cukru… Więc ze słodzikiem.
Mając poważne wątpliwości, czy słodziki tak naprawdę są zdrowe (z dietetycznego punktu widzenia zapewne tak, ale czy jest to wystarczające?) – zastąpiliśmy majonez sosem musztardowym, ewentualnie sosem winegret albo olejem lnianym.
grzech 5:
Grzech nr 5 to zbyt duża ilość ziemniaków w jadłospisie. Tuczących, podnoszących poziom cukru. Jako jedno z niewielu warzyw, ziemniak nie jest polecany w dietach, zarówno odchudzających, jak i cukrzycowej… A jeszcze na dodatek jedliśmy je smakowicie przypieczone, smakowicie chrupiące, smakowicie rumiane… Rozpoczynając dietę, ograniczyliśmy wydatnie spożycie ziemniaków, sprowadzając je głównie do roli składnika sałatki lub zup. Jako element drugiego dania pojawiają się na talerzu niej częściej niż  2 razy w tygodniu i w znacznie mniejszych porcjach (c.a. 2 niewielkie ugotowane bulwy na osobę).
grzech 6:
Uznanie jedzenia  sałaty za grzech może się wydać nieco absurdalne. Sałata sama w sobie jest bardzo zdrowa, zawiera sporo witamin, niewiele kalorii… Cóż z tego, skoro jedliśmy ją z gęstą, tłustą śmietaną 18%, a i nie pogardzaliśmy też 30%.
Dzisiaj śmietanę wyparł jogurt, winegret lub olej lniany – i też jest dobrze, i w dodatku smacznie.
grzech 7:
Ostatni nasz grzech jest jeszcze dziwniejszy… To szpinak. Lubiliśmy… Nie wpływa jednak dobrze na wysokość poziomu cholesterolu – powiem więcej, wręcz fatalny to wpływ… Odszedł więc w zapomnienie – ale nie ze względu na kalorie, glukozę… Ze względu na nasz wysoki cholesterol… Bywa i tak.
Rozstaliśmy się także z tradycyjnym bigosem, kapustą zasmażaną – „ulubionymi warzywkami” mojego męża (jak często zwykł je nazywać), a także z kotletami z cukinii, które w chrupiącej panierce były niegdyś rarytasem na naszym stole. Nie jest to jednak pożegnanie całkowite. Żeby całkowicie nie zrywać z tradycją oraz niejako na pocieszenie – czasem robię bigos z cukinii, która zastępuje w tym przypadku kapustę, zaś w rolę smakowitej wieprzowinki wcielają się pieczarki, marchewka i niewielkie ilości pasternaku… I wszyscy są zadowoleni.