Jego Dostojność Brzuch

To najpoważniejszy powód naszych odchudzań, główny aktor spektakli pod tytułem Moja dieta redukcyjna. Brzuch. Najtrudniejsze miejsce do odchudzenia. Krnąbrny, uparty, odporny na nasze wysiłki tak bardzo, że został wyodrębniony jako oddzielny problem odchudzania. Nadmiar brzusznej tkanki tłuszczowej doczekał się specjalistycznej nazwy zespołu MONW. Znany jest także jako swojska Oponka, zagadnienie na tyle istotne, że należy mu poświecić więcej uwagi.
Problem dotyczy, jak już wspomnieliśmy, coraz większej grupy, głównie panów – tendencje jednak się zmieniają, co niewątpliwie jest ciemną stroną równouprawnienia. Drastycznie obniża się także (podobnie jak w przypadku celulitu) granica wieku nosicieli Oponek.
Otyłość brzuszna. Aż do znudzenia wskazywana jako źródło naszych problemów z nadciśnieniem, wchłanianiem cukru, cholesterolem… Przyczyna  tzw. zespołu metabolicznego, który choć tajemniczy i niejasny – sam w sobie nie jest jeszcze chorobą , jest za to bardzo znaczącym krokiem ku miażdżycy i cukrzycy t2.  To na początek. Litania nieciekawych, hipotetycznych skutków przewlekłej Oponki jest znacznie dłuższa: większe ryzyko zawału serca oraz udaru mózgu, zwyrodnienia kręgosłupa, otłuszczenie narządów wewnętrznych, co z kolei może już być początkiem podróży ku nowotworom trzustki, wątroby, jelita grubego… Może Oponka to nie tylko mankament psychologiczno-estetyczny…
Dość już tych kasandrycznych wizji. Chyba lepiej, zamiast rozglądać się za wygodną dębową trumienką – poświęcić trochę czasu i energii na zwalczenie Oponki?Rzecz niepokojąca, można mieć całkiem szczupłą sylwetkę, wskaźnik BMI nie budzi zastrzeżeń nawet radykałów odchudzania ( a jest dla nich mniej więcej tym, czym Pytia delfijska dla starożytnych Greków, Absolut dla filozofów lub koneserów alkoholu etylowego, czy wreszcie  światło bramki dla tuzów komentatorki piłkarskiej), a jednak… W każdym razie dodatkowo uzasadnia konieczność używania centymetra krawieckiego, a także przeprowadzenie od czasu do czasu badania składu ciała. Badanie to wymaga wgramolenia się na machinę podobną zupełnie do wagi, oceniającą zawartość tłuszczu, wody i mięśni w naszym ciele. Całkowicie bezpieczne – jedynym zagrożeniem dla nas jest wynik, który nie zawsze może wprawić w dobry humor. Podobnie zresztą jak i wyniki pomiarów centymetrem, przeprowadzanych chcąc nie chcąc w talii. Jeśli nasz obwód jest mniejszy niż 80 cm (u mężczyzn 90) – można iść na pizzę lub zjeść  drobny torcik orzechowy.
Jeżeli mieścimy się między 80-87 cm (zaś u mężczyzn 90-94) – to mamy nadwagę, gdy jest równy lub przekroczy 88 cm (u mężczyzn 94) – to już jest red allert, otyłość brzuszna.
W takim wypadku nie zostaje nic innego, jak ograniczyć spożycie, a ponadto radośnie przywitać koleżanki i kolegów na siłowni, tudzież wiewiórki w parku. Niestety, takie są prawa rynku.

Pieczeń rzymska

2 foremki aluminiowe
Składniki
1,5 kgchuda łopatka wieprzowa
2 szt.nieduże cebule
1 ząbekczosnek
wg upodobańprzyprawy: 18 ziół ojca Mateusza, pieprz,
1-2 szt.jajka
1 szt.czerstwa bułka (dowolna - może być żytnia lub grahamka)
Sposób przyrządzania:
mięso kroimy w kawałki, usuwamy tłuszczyk,
obieramy cebulę, czosnek przeciskamy przez praskę
bułkę moczymy w ciepłej, przegotowanej wodzie i odciskamy
mięso, cebulę i bułkę mielimy w maszynce do mięsa
do tak uzyskanej masy wbijamy umyte wcześniej jajka, dodajemy czosnek, zioła, pieprz;
można dodać odrobinę soli
masę wyrabiamy ręką, aż będzie jednolita
nakładamy do aluminiowych foremek i wstawiamy do piekarnika, nagrzanego na 180 stopni C.
pieczemy ok. 1,5 godziny
Po wyciągnięciu odlewamy resztę płynnego tłuszczu i odstawiamy do wystygnięcia

Pieczeń jest doskonałym dodatkiem do chleba. Można ją podawać na ciepło z sosami grzybowym, pieczarkowym, pomidorowym – jako danie obiadowe.

Smacznego!!!

Dania mięsne – troszeczkę inaczej

Sałatka paprykowo-selerowa

2 porcje
Składniki
2-3 szt.papryki czerwone
1-2 łodygiseler naciowy
5-6 szt.rzodkiewki
wg upodobańprzyprawa do sałatek, pieprz, natka pietruszki
2-3 łyżkiolej lniany
Sposób przyrządzania:
paprykę kroimy w cząstki, seler w półksiężyce, rzodkiewki w ósemki
układamy w salaterce
posypujemy przyprawą do sałatek, natką pietruszki, pieprzem
całość dokładnie mieszamy
przed podaniem polewamy olejem lnianym

Smacznego!
Surówki i sałatki

Mix sałat z oliwkami i fetą

2 porcje
Składniki
1 opakowaniedowolna sałata mix (z rukolą, roszponką itp.)
1 opakowanieser twardy - typu feta light (lub dowolny pleśniowy)
wg uznaniaoliwki zielone w zalewie
1-2 szt.pomidory (mogą być pomidory suszone, w zalewie)
1-2 łyżeczkisłonecznik łuskany
wg upodobańdowolne przyprawy np. grubo mielony pieprz, ziołowa przyprawa do sałatek, czosnek niedźwiedzi itp
2-3 łyżkiolej lniany
Sposób przyrządzania:
Rozdrobnioną sałatę układamy na dnie naczynia
pokrojone w ćwiartki pomidory układamy równomiernie na sałacie, dodajemy słonecznik;
całość mieszamy
na wierzchu układamy pokrojony w kostkę ser
dodajemy sporo oliwek
całość posypujemy przyprawami
przed podaniem polewamy olejem lnianym

Sałatkę możemy podać na kolację z grzankami lub tostami z ciemnego pieczywa.

Smacznego!

Surówki i sałatki

 

Leczo paprykowo – cukiniowe

4 porcje
Składniki:
3-4 szt.papryka -czerwona, zielona, biała, żółta (tak, by było kolorowo)
2-3 łyżki olej z pestek winogron
2 szt.cebula
2 szt.cukinia
2-3 szt.pomidory (mogą być pomidory z puszki)
2 łyżkikoncentrat pomidorowy
przyprawy: pieprz, odrobina soli
Sposób przygotowania:
papryki - kroimy w paski lub w kostkę
Rozgrzewamy olej na głębokiej patelni, wrzucamy papryki
i lekko obsmażamy, nie dopuszczając do zarumienienia
Podlewamy wodą, zakrywamy pokrywką
i dusimy chwilę na wolnym ogniu
cebule - kroimy w półtalarki i dodajemy do papryki
Kiedy papryka i cebula (po ok. 15-20 min.) stają się miękkie (lecz nie rozgotowane) - dorzucamy pokrojone pomidory (lub pomidory z puszki)
Pokrojoną w półplasterki cukinię układamy na pomidorach
i dusimy ok. 20 min. (woda nie może wyparować - w razie konieczności podlewamy)
Leczo mieszamy, doprawiamy, dodajemy koncentrat, mieszamy ponownie


Gotowe. Siadamy i zajadamy. Smacznego.

Gorące dania – jarskie

 

Siłownie

Jak mało kto rozumiemy, że brzuszki noszone przed sobą zupełnie nie potęgują zapału sportowego, mogą za to potęgować wszelką do niego niechęć.  Niechęć wynikającą z obawy przed śmiesznością. Śmiesznością, czyli tak naprawdę przed czym? Spojrzeniem, głupawym, ironicznym uśmieszkiem lub jeszcze głupszym komentarzem?  Pewnie, pulchny jegomość w pstrokatym wdzianku podrygujący w plenerze może nawet wydać się komiczny, zależnie od stopnia poczucia humoru. Ale to już nie te czasy. Ludzie są bardziej tolerancyjni lub – jak kto woli, zbyt skupieni na sobie, żeby zwracać uwagę na innych… A nawet jeżeli zwrócą, to co? Na głupi komentarz, spojrzenie, grymas zawsze można odpowiedzieć jeszcze głupszym – i po sprawie. Za 15 min. nikt nie będzie pamiętać o zajściu, bo i po co? Zresztą, czy od tego zależy nasze życie? A od aktywności – w jakiejś mierze i owszem. Innymi słowy, do boju!

Zaczęliśmy, jak już się chwaliliśmy, od fikalni, czyli odkrytych ogólnodostępnych siłowni.
Okazały się jednak niewystarczające. Nie, nie dlatego, że jesteśmy tak wymagający i ambitni – powody są inne: trudno iść na taką siłownię np. w grudniu, a ponadto – urządzenia z reguły nie są tam wyposażone w regulatory obciążeń, pozycji etc., co sprawia, że dla osób ze schorzeniami kręgosłupa mogą się okazać wręcz niewskazane, zaś niezależnie od tego wszelkie ewolucje gimnastyczne wykonywane na nich, choćby i z największym samozaparciem, zapewne przyniosą efekty gorsze od oczekiwanych.
Właśnie dlatego z bólem w sercu pożegnaliśmy poczciwe fikalnie i zaczęliśmy odwiedzać siłownie pod dachem. Nie jest to jednak rozbrat całkowity – czasem wpadamy, niejako po drodze, podczas nordic walking, chwilę się poruszamy i maszerujemy dalej.
Podstawę stanowią jednak wspomniane siłownie pod dachem. Właśnie tam Ela odkryła w sobie duszę sportowca wyczynowego. Przypomnijmy: sieć siłowni tylko dla Pań, w abonamencie stała opieka trenera, zestawy ćwiczeń uwzględniające nawet indywidualne schorzenia klubowiczek, możliwość uzyskania porady dietetyka, systematyczne bilanse masy ciała – słowem bardzo spersonalizowane podejście do klientek; kapitalna sprawa przy niewygórowanej cenie karnetu; Darek też nawet zaczął kombinować jak tam przeniknąć; jednak depilacja łydek, blond peruka i mówienie piskliwym głosem nie na wiele się zdało: został zdemaskowany i psem poszczuty; a teraz poważnie: idea takiej siłowni jest fantastyczna i szkoda, że nie istnieją analogiczne – męskie. I widać to zresztą po wynikach. Te osiągane przez Elżbietę są znacznie lepsze, bardziej widoczne.
Nie będziemy przedstawiać szczegółowych instrukcji, technik wykonywania ćwiczeń. Nie jesteśmy ekspertami, nie czujemy się kompetentni, zwłaszcza że w sieci można znaleźć naprawdę wiele wartościowych materiałów, opracowanych przez profesjonalistów. Wszystko zależy od celów, jakie chcemy osiągnąć. Inaczej powinien postępować ktoś, kto jedynie chce zrzucić parę kilo, inaczej ktoś, komu znudziło się być chuderlakiem i zachciało mu się zostać domowym strongmanem lub ciotecznym praprawnukiem niejakiego Heraklesa (zwanego dla niepoznaki Herkulesem) – jeszcze inaczej osoby, które odkryły w sobie talent rzeźbiarza i z braku marmuru rzeźbią swoje ciała. Osobną bajkę stanowią ci wszyscy, którzy przygotowują się do startu w zawodach kulturystycznych lub innych konkursach piękności (np.męskiej). A zatem od celów zależy zakres i charakter treningów (wolne ciężary?, cardio?, maszyny siłowe?) Można też zacząć realną (nie tylko wirtualną) współpracę z trenerem personalnym. My takich ambicji nie mamy. Ćwiczymy sobie dosyć lajtowo, głównie po to, by nie przypominać baloników, z których uszło powietrze. Ograniczymy się zatem do stwierdzenia, że siłownia nie jest już skupiskiem pozbawionych szyi, wygolonych, tatuowanych gentlemanów o wymiarach szafy trzydrzwiowej, ponurych spojrzeniach, którzy traktują trening, jak naukę wojennego rzemiosła. Owszem, zdarzają się osobnicy budzący niejakie obawy, lecz zupełnie nie przejawiają krwiożerczych instynktów i okazują się całkiem sympatycznymi ludźmi.
Zabieramy ze sobą zmienne obuwie sportowe, nawet w lecie. (Zresztą wszędzie wiszą stosowne kartki), ręcznik do podkładania na siedzisko (i ocierania potu, gdy ćwiczymy zbyt zapamiętale), wodę do popijania (podobno do nawadniania mięśni; w każdym razie wszyscy popijają, więc czemu mamy być gorsi?)
Częstym grzechem nowicjuszy jest dobieranie zbyt dużych obciążeń (niech ten po nas widzi, jacy jesteśmy cool). Lepiej i bezpieczniej jednak dostosowywać je do swoich możliwości. Ponadto, siedząc na maszynie, nie machamy wszystkimi dostępnymi wajchami jak pomyleni. Mięśni od tego raczej nie przybędzie, a raczej – te, które już są, będą nadmiernie bolały lub przy odrobinie szczęścia nabawimy się kontuzji, jakiegoś naderwania ścięgna lub innych przyjemnych rzeczy.
Wiemy już, że ważniejsza jest staranność wykonania danej frazy, praca oddechem (praca przeponą, zwłaszcza przy ćwiczeniach mięśni brzucha), pozycja ciała, powtarzalność niczym w skokach narciarskich i unikanie przeprostów (czyli nie wyprostowujemy kończyn na maxa, aż coś w nich chrupnie).
Nawet, gdy człowiek jest świetnie przygotowany teoretycznie – trudno w momencie w 100% kontrolować siebie – owe przeprosty, zbytnie odchylanie się do tyłu lub zaokrąglanie pleców, dynamikę ruchów, czyli wszystko to, co powoduje, że z wielkim wysiłkiem młócimy powietrze – i nic poza tym. Dlatego też dobrze ćwiczyć w parach lub korzystać z opieki trenera.
No i czas na epilog – może i najprzyjemniejszą część treningu, tzn. konsumpcję jogurtu, serka grani lub innego skyra. Zaleca się bowiem, aby po ćwiczeniach dostarczyć sfatygowanym mięśniom czegoś, co zawiera białko. W niektórych siłowniach można od razu kupić jakieś wysokobiałkowe odżywki, batoniki,witaminy itp. My podchodzimy jednak do nich nieufnie, a poza tym nie jesteśmy na żadnym etapie rzeźbienia swoich mięśni, i zresztą nawet nie odczuwamy takiej potrzeby. Obawiamy się poza tym, że po takiej wyżerce pojawią się niespodziewane komplikacje. Może nie od razu, ale po kilku, kilkunastu latach… Jakoś dziwnie kojarzą nam się one ze sterydami lub enerdowskimi pływaczkami… Może niesłusznie.
Zupełnie nie przejmujemy się, że inni mają smuklejsze sylwetki, bardziej subtelne ruchy (panie), większe bicepsy, czy bardziej opięte koszulki na torsach (panowie). Po prostu robimy swoje, wychodząc z założenia, że wszelkie ćwiczenia i manewry na siłowni mają przede wszystkim zniwelować – na tyle, na ile się da – wszelkie niepożądane skutki dużej utraty wagi. Nie chcemy doprowadzić do konstatacji, że nasze brzuchy (a raczej to, co po nich zostało) spadły. Na kolana.
I to jest właśnie nasz cel chodzenia na siłownię.

 

Indeks glikemiczny (IG)

Nie podchodzimy do sprawy ortodoksyjnie, to znaczy nie wyuczyliśmy się indeksu IG na pamięć, nie zmieniliśmy naszego jadłospisu na siłę, nie zaczęliśmy masowo używać wcześniej nieużywanych produktów, bo mają niskie IG lub są modne, polecane itp. Przykładem mogą być zalecane w wielu dietach grejpfruty i chyba nadal trendy olej kokosowy. Zwłaszcza grejpfruty nigdy nie były przedmiotem naszych sennych fantazji i tak pozostało – nawet z powodu rozpoczęcia naszej diety raczej nie mieliśmy okazji ich zajadać. I świat się nie zawalił, dieta nie poszła w diabły… Do tego dodajmy soję (gotowana ma IG=18), olej sojowy i inne produkty na bazie… Soja postrzegana przez nas – może i niesłusznie, jako roślina bardzo podatna na wszelkie manipulacje genetyczne – jest w naszej kuchni Wielkim Podejrzanym, co tak naprawdę oznacza (nie licząc rzecz jasna artykułów, gdzie występuje jako dodatek – bo od tego nie uciekniemy) Wielkiego Nieobecnego: dobrowolnie jej nie spożywamy. I Ziemia z tego powodu nie zaczęła się kręcić w drugą stronę… I zapewne nie zacznie… Podobnie rzecz ma się z margaryną (stosujemy tylko do wypieków, czyli od czasu do czasu), olejem rzepakowym, którego zapach niekoniecznie nam odpowiada… Ot, proza życia.

Założyliśmy, że nasza zmiana sposobu żywienia nie może dawać powodu do uznania jej za skrajnie radykalną, absorbującą. Nie może naszego życia „wywrócić do góry nogami”, wymagać zbyt daleko idących wyrzeczeń, a przez to stać się uciążliwą (pamiętajmy, że jest to jeden z głównych powodów niepowodzeń w odchudzaniu).
Przystępując do ustalania zasad, Ela nie uznała za konieczne dogmatycznego uwzględniania szczegółowych wartości indeksu. W zupełności wystarczył podział ramowy, wyróżniający grupy o niskim IG ≤55, średnim IG =56-69 i wysokim IG ≥70. W praktyce wystarczyło odejść, zwłaszcza na początku odchudzania, od produktów spożywczych z grupy wysokiego IG.
Artykuły tej grupy, nie dość, że mogą, jak się tego bardzo chce, całkiem sprawnie utuczyć, to przede wszystkim mogą powodować wahania glukozy (te nieszczęsne cukry proste, szybko wchłaniające się, więc powodujące szybki wzrost i szybki spadek stężenia glukozy we krwi) – co zupełnie nie sprzyja wyrównywaniu cukrzycy. Z kolei u osób zdrowych – potęgują uczucie głodu (z powodu zwiększonego wydzielania insuliny), co w trakcie diety redukcyjnej zwłaszcza,  niekoniecznie jest zjawiskiem pożądanym przez odchudzającego się delikwenta. OK, bastujemy. Zaczynamy bowiem zachowywać się jak ci, którzy – pytani o aktualną godzinę – ochoczo przystępują do objaśniania budowy zegarka. STOP. Wracamy do Diety Elżbiety.
Obecnie skupiamy się na pilnowaniu, by poszczególne składniki naszych posiłków należały do różnych przedziałów indeksu, także i tego najwyższego. I musimy przyznać, że dawki „wysokiego IG”, aplikowane jednak odpowiednio rzadko i w granicach przyzwoitości też żadnych perturbacji nie powodują.
Trudno jednoznacznie zdefiniować, kiedy taka liberalizacja może nastąpić, czy po miesiącu, kwartale czy po roku odchudzania… Dla nas wyznacznikiem był odpowiednio duży spadek wagi, obniżenie poziomu cholesterolu i ustabilizowanie się poziomów cukru…  Pamiętamy jednak, żeby cały czas zachowywać umiar, umiar i jeszcze raz umiar.

Dieta oparta o indeks pozwala na komponowanie dań wg własnego uznania. Ma jednak kilka mankamentów i uchodzi za trudną do stosowania (co jest w naszym przekonaniu mitem).

Najczęściej wymienianą trudnością jest konieczność obliczania wypadkowego IG posiłku, czynność na pierwszy rzut oka dość żmudna, zwłaszcza na początku. Jednak, jak potwierdzają wszyscy obliczający owe wypadkowe – szybko nabiera się wprawy.  No i rzecz najważniejsza: bezwzględne przestrzeganie indeksu posiłku jest rygorem przede wszystkim dla osób cierpiących na cukrzycę insulinozależną z dużymi wahaniami poziomów cukru (hiperglikemia  i hipoglikemia, uważane za powikłania cukrzycy).
My na szczęście temu rygorowi nie podlegaliśmy, więc mogliśmy pozwolić sobie na orientacyjne ustalanie IG. I to wystarczyło.
Drugą trudnością, i to dość zwodniczą może być zmienność wartości IG dla różnych odmian tego samego produktu (np. kasze, ryże, pieczywo), a także zmienność, zależna od sposobu przyrządzenia (wyższy IG mięsa smażonego niż gotowanego, warzyw gotowanych – niż IG  warzyw al’dente lub surowych itp.). Trzeba po prostu o tym fakcie pamiętać.
Bardziej szczegółowe zestawienie naszego menu znajduje się w artykule Elżbiety „Dieta – odchudzanie” ([w]: Blog Eli). Bywa ono pomocne zwłaszcza w początkowej fazie odchudzania.

Musimy wszakże być świadomi, że zmiana stylu żywienia oparta tylko o indeks wcale nie musi być skuteczna, gdyż IG odnosi się wyłącznie do zawartości węglowodanów i kompletnie nie dotyczy „wroga klasowego nr 2” odchudzających się – tłuszczu, zwłaszcza zwierzęcego.

I dlatego właśnie drugim wyznacznikiem naszej diety, i to zdecydowanie nie z powodu nagłego upodobania do wszelkich dań jarskich – jest
Piramida zdrowego żywienia

Sałatka z warzyw gotowanych al’dente

2 porcje
Składniki
2-3 szt.marchew
2-3 szt.pietruszka korzenna
1 szt.seler mały (lub1/4 dużego)
1 szt.czerwona papryka
2-3 szt.ogórki kiszone
sos musztardowy, natka pietruszki, ulubione przyprawy
Sposób przygotowania
umyte marchewki, piertuszki i seler gotujemy "w mundurkach" -bez obierania. Gotujemy je al'dente wyciągamy na talerz i studzimy. Następnie obieramy i kroimy w kostkę
Dorzucamy pokrojoną w kostkę czerwoną paprykę i ogórki kiszone.
Wszystko mieszamy z pieprzem i ulubionymi przyprawami
Uwaga na sól. Sos musztardowy i ogórki kiszone zaostrzają smak
Przed podaniem mieszamy z sosem musztardowym
Sos musztardowy
2-3 łyżki jogurtu naturalnego lub śmietany 10% - 12% wymieszać z 2-3 łyżeczkami musztardy (należy rozrobić w osobnym naczyniu tak, aby konsystencja była dość ścisła)
Ten typ sałatki można podać do obiadu, zarówno do mięs, jak i do ryby

Gotowe. Smacznego!

Surówki i sałatki

Sałatka z mozzarellą II

2 porcje
Składniki:
1/2 paczkimix sałat
1 szt.papryka czerwona
1 opakowaniekulki mozzarelli w zalewie
5-6 szt.pomidorki cherry
1 gałązkaseler naciowy
1-2 szt.ogórki kiszone
przyprawa do sałatek, grubo mielony pieprz (młotkowany z kolendrą) lub dowolne ulubione przyprawy
2-3 łyżkiolej lniany lub słonecznikowy
Sposób przygotowania:
Mix sałat rozdrobnić i ułożyć na dnie salaterki (miski)
Drobno posiekać gałązkę selera naciowego i ułożyć na sałacie
Pokrojone w ćwiartki pomidorki cherry ułożyć jako następną warstwę
Zasypać pokrojoną w cząstki czerwoną papryką
Na wierzchu ułożyć pokrojone w kostkę ogórki kiszone
Posypać sałatkę przyprawami, a wierzch udekorować kulkami mozzarelli
Przed podaniem polać olejem lnianym (słonecznikowym)

Gotowe.Smacznego!

Surówki i sałatki

 

Dieta od kuchni

Kuchnia…Arena wojny z kilogramami. Ważna, ale jak przekonaliśmy się naocznie, nie najważniejsza. A już z pewnością nie jedyna w tej walce o niepodległość, wolność od cukru, cholesterolu, zbyt ciasnych spodni, zbyt opiętych sweterków, sapek, pocenia się… I to pomimo, że właśnie tam znajduje się supermasywna czarna dziura, zwrotnik koziorożca lub 38 równoleżnik – lodówka…Wojenne ścieżki przebiegają także, choć często nie chcemy tego zaakceptować, przez łazienkę – miejsce, gdzie powinna stać waga, a także przez szafkę, półkę lub toaletkę z wszelkiej maści kremami ujędrniającymi, nawilżającymi i regenerującymi.
Wreszcie,  co już zazwyczaj mało komu się podoba – przez ścieżki rowerowe, sale gimnastyczne, parkowe aleje, kluby fitness, cardio i strefy wolnych ciężarów na siłowniach, a nawet poczciwe fikalnie na świeżym powietrzu… Może jesteśmy przeczuleni, ale patrząc z perspektywy ponad 2 lat naszego „niknięcia w oczach” (czyli „intensywnej redukcji” w dietetycznym slangu), doskonale już wiemy, że są to integralne elementy diety odchudzającej, mające kapitalne znaczenie, zwłaszcza przy „dużych”, radykalnych odchudzaniach.
Kuchnia…Arena wojny z kilogramami. To tutaj mieści się centrum dowodzenia… Jesteśmy tradycjonalistami, więc Dowódcą została Ela.
Prowadzoną przez siebie kuchnię podporządkowała zasadom zdrowego odżywiania i indeksowi glikemicznemu (IG),. Odpowiadało nam to, gdyż nie wymagało szczegółowego rozpisywania i przestrzegania jadłospisu, przewidującego np. w poniedziałek na obiad danie z drobiu, podczas gdy my akurat mieliśmy ochotę na paellę z warzyw…A zatem indeks i zbilansowane odżywianie… Ale w granicach rozsądku..
Indeks glikemiczny pozwolił na rozsądne zmniejszenie ilości węglowodanów, spożywanych w ciągu dnia, piramida zdrowego żywienia ułatwiała ograniczenie tłuszczu, a w zamian pomogła w racjonalnym dostarczaniu pożądanych składników odżywczych. Z kolei zwiększenie liczby posiłków przy jednoczesnym zmniejszeniu porcji spowodowało, że w ciągu dnia jedliśmy niewiele mniej, a jednak procesy przemiany materii zaczęły przebiegać płynniej, przez co sprawniej. Oczywiście zmniejszenie węglowodanów i tłuszczów obniżyło kaloryczność naszych posiłków, ale dzięki temu nasze organizmy mogły wreszcie zacząć konsumpcję zapasów sadełka, a nasze ciuchy stały się nagle jakieś takie zbyt obszerne.

Indeks glikemiczny (IG)

powrót do „Dieta