Pieczeń rzymska

2 foremki aluminiowe
Składniki
1,5 kgchuda łopatka wieprzowa
2 szt.nieduże cebule
1 ząbekczosnek
wg upodobańprzyprawy: 18 ziół ojca Mateusza, pieprz,
1-2 szt.jajka
1 szt.czerstwa bułka (dowolna - może być żytnia lub grahamka)
Sposób przyrządzania:
mięso kroimy w kawałki, usuwamy tłuszczyk,
obieramy cebulę, czosnek przeciskamy przez praskę
bułkę moczymy w ciepłej, przegotowanej wodzie i odciskamy
mięso, cebulę i bułkę mielimy w maszynce do mięsa
do tak uzyskanej masy wbijamy umyte wcześniej jajka, dodajemy czosnek, zioła, pieprz;
można dodać odrobinę soli
masę wyrabiamy ręką, aż będzie jednolita
nakładamy do aluminiowych foremek i wstawiamy do piekarnika, nagrzanego na 180 stopni C.
pieczemy ok. 1,5 godziny
Po wyciągnięciu odlewamy resztę płynnego tłuszczu i odstawiamy do wystygnięcia

Pieczeń jest doskonałym dodatkiem do chleba. Można ją podawać na ciepło z sosami grzybowym, pieczarkowym, pomidorowym – jako danie obiadowe.

Smacznego!!!

Dania mięsne – troszeczkę inaczej

Sałatka paprykowo-selerowa

2 porcje
Składniki
2-3 szt.papryki czerwone
1-2 łodygiseler naciowy
5-6 szt.rzodkiewki
wg upodobańprzyprawa do sałatek, pieprz, natka pietruszki
2-3 łyżkiolej lniany
Sposób przyrządzania:
paprykę kroimy w cząstki, seler w półksiężyce, rzodkiewki w ósemki
układamy w salaterce
posypujemy przyprawą do sałatek, natką pietruszki, pieprzem
całość dokładnie mieszamy
przed podaniem polewamy olejem lnianym

Smacznego!
Surówki i sałatki

Mix sałat z oliwkami i fetą

2 porcje
Składniki
1 opakowaniedowolna sałata mix (z rukolą, roszponką itp.)
1 opakowanieser twardy - typu feta light (lub dowolny pleśniowy)
wg uznaniaoliwki zielone w zalewie
1-2 szt.pomidory (mogą być pomidory suszone, w zalewie)
1-2 łyżeczkisłonecznik łuskany
wg upodobańdowolne przyprawy np. grubo mielony pieprz, ziołowa przyprawa do sałatek, czosnek niedźwiedzi itp
2-3 łyżkiolej lniany
Sposób przyrządzania:
Rozdrobnioną sałatę układamy na dnie naczynia
pokrojone w ćwiartki pomidory układamy równomiernie na sałacie, dodajemy słonecznik;
całość mieszamy
na wierzchu układamy pokrojony w kostkę ser
dodajemy sporo oliwek
całość posypujemy przyprawami
przed podaniem polewamy olejem lnianym

Sałatkę możemy podać na kolację z grzankami lub tostami z ciemnego pieczywa.

Smacznego!

Surówki i sałatki

 

Gliniany Garnek – pęczak z warzywami

Do sporządzenia tej potrawy niezbędny jest gliniany garnek, który może być używany w piekarniku. Taki garnek nabyłam kilka lat temu podczas pobytu w Bułgarii, można jednak jednak je zakupić drogą elektroniczną. Znalazłam niedawno witrynę sklepu internetowego oferującego oryginalne garnki bułgarskie różnej wielkości w cenach ok. 80 -100 zł.

4 porcje
Składniki:
1 szklankakasza pęczak lub orkiszowa
2 - 3 szt.marchewka
1 - 2 szt.pietruszka korzenna
1/2 szt.korzeń selera
1 - 3 szt.pasternak
1 szt.por - część jasna od korzenia
1 - 2 szt.cebula
2 - 3 szt.papryka
1 szt.cukinia - (opcjonalnie, w sezonie) dodajemy na końcu
1 kostkabulion warzywny
pieprz grubo mielony
Sposób przygotowania:
Rozpuszczamy kostkę bulionową w szklance gorącej wody.
Na dno garnka wsypujemy kaszę, zalewamy gorącym bulionem
pokrojoną w paski (lub kostkę) paprykę układamy na warstwie kaszy, następnie - pokrojone w paski marchewkę, seler, pietruszkę, pasternak oraz cebulę - pokrojoną w talarki lub ósemki, a także por, pokrojony w talarki.
Całość wstawiamy do piekarnika, ustawionego na 170 - 180 stopni C- i z funkcją termoobiegu lub "góra - dół".
Po ok. 40 - 45 min. sprawdzamy miękkość warzyw
( powinny być półtwarde) i dodajemy cukinie, pokrojone w półplasterki.
Garnek pozostaje jeszcze w piekarniku przez 15 - 20 min., tak aby warzywa były al'dente.

Gotowe. Smacznego.

Gorace dania – jarskie

Leczo paprykowo – cukiniowe

4 porcje
Składniki:
3-4 szt.papryka -czerwona, zielona, biała, żółta (tak, by było kolorowo)
2-3 łyżki olej z pestek winogron
2 szt.cebula
2 szt.cukinia
2-3 szt.pomidory (mogą być pomidory z puszki)
2 łyżkikoncentrat pomidorowy
przyprawy: pieprz, odrobina soli
Sposób przygotowania:
papryki - kroimy w paski lub w kostkę
Rozgrzewamy olej na głębokiej patelni, wrzucamy papryki
i lekko obsmażamy, nie dopuszczając do zarumienienia
Podlewamy wodą, zakrywamy pokrywką
i dusimy chwilę na wolnym ogniu
cebule - kroimy w półtalarki i dodajemy do papryki
Kiedy papryka i cebula (po ok. 15-20 min.) stają się miękkie (lecz nie rozgotowane) - dorzucamy pokrojone pomidory (lub pomidory z puszki)
Pokrojoną w półplasterki cukinię układamy na pomidorach
i dusimy ok. 20 min. (woda nie może wyparować - w razie konieczności podlewamy)
Leczo mieszamy, doprawiamy, dodajemy koncentrat, mieszamy ponownie


Gotowe. Siadamy i zajadamy. Smacznego.

Gorące dania – jarskie

 

Indeks glikemiczny (IG)

Nie podchodzimy do sprawy ortodoksyjnie, to znaczy nie wyuczyliśmy się indeksu IG na pamięć, nie zmieniliśmy naszego jadłospisu na siłę, nie zaczęliśmy masowo używać wcześniej nieużywanych produktów, bo mają niskie IG lub są modne, polecane itp. Przykładem mogą być zalecane w wielu dietach grejpfruty i chyba nadal trendy olej kokosowy. Zwłaszcza grejpfruty nigdy nie były przedmiotem naszych sennych fantazji i tak pozostało – nawet z powodu rozpoczęcia naszej diety raczej nie mieliśmy okazji ich zajadać. I świat się nie zawalił, dieta nie poszła w diabły… Do tego dodajmy soję (gotowana ma IG=18), olej sojowy i inne produkty na bazie… Soja postrzegana przez nas – może i niesłusznie, jako roślina bardzo podatna na wszelkie manipulacje genetyczne – jest w naszej kuchni Wielkim Podejrzanym, co tak naprawdę oznacza (nie licząc rzecz jasna artykułów, gdzie występuje jako dodatek – bo od tego nie uciekniemy) Wielkiego Nieobecnego: dobrowolnie jej nie spożywamy. I Ziemia z tego powodu nie zaczęła się kręcić w drugą stronę… I zapewne nie zacznie… Podobnie rzecz ma się z margaryną (stosujemy tylko do wypieków, czyli od czasu do czasu), olejem rzepakowym, którego zapach niekoniecznie nam odpowiada… Ot, proza życia.

Założyliśmy, że nasza zmiana sposobu żywienia nie może dawać powodu do uznania jej za skrajnie radykalną, absorbującą. Nie może naszego życia „wywrócić do góry nogami”, wymagać zbyt daleko idących wyrzeczeń, a przez to stać się uciążliwą (pamiętajmy, że jest to jeden z głównych powodów niepowodzeń w odchudzaniu).
Przystępując do ustalania zasad, Ela nie uznała za konieczne dogmatycznego uwzględniania szczegółowych wartości indeksu. W zupełności wystarczył podział ramowy, wyróżniający grupy o niskim IG ≤55, średnim IG =56-69 i wysokim IG ≥70. W praktyce wystarczyło odejść, zwłaszcza na początku odchudzania, od produktów spożywczych z grupy wysokiego IG.
Artykuły tej grupy, nie dość, że mogą, jak się tego bardzo chce, całkiem sprawnie utuczyć, to przede wszystkim mogą powodować wahania glukozy (te nieszczęsne cukry proste, szybko wchłaniające się, więc powodujące szybki wzrost i szybki spadek stężenia glukozy we krwi) – co zupełnie nie sprzyja wyrównywaniu cukrzycy. Z kolei u osób zdrowych – potęgują uczucie głodu (z powodu zwiększonego wydzielania insuliny), co w trakcie diety redukcyjnej zwłaszcza,  niekoniecznie jest zjawiskiem pożądanym przez odchudzającego się delikwenta. OK, bastujemy. Zaczynamy bowiem zachowywać się jak ci, którzy – pytani o aktualną godzinę – ochoczo przystępują do objaśniania budowy zegarka. STOP. Wracamy do Diety Elżbiety.
Obecnie skupiamy się na pilnowaniu, by poszczególne składniki naszych posiłków należały do różnych przedziałów indeksu, także i tego najwyższego. I musimy przyznać, że dawki „wysokiego IG”, aplikowane jednak odpowiednio rzadko i w granicach przyzwoitości też żadnych perturbacji nie powodują.
Trudno jednoznacznie zdefiniować, kiedy taka liberalizacja może nastąpić, czy po miesiącu, kwartale czy po roku odchudzania… Dla nas wyznacznikiem był odpowiednio duży spadek wagi, obniżenie poziomu cholesterolu i ustabilizowanie się poziomów cukru…  Pamiętamy jednak, żeby cały czas zachowywać umiar, umiar i jeszcze raz umiar.

Dieta oparta o indeks pozwala na komponowanie dań wg własnego uznania. Ma jednak kilka mankamentów i uchodzi za trudną do stosowania (co jest w naszym przekonaniu mitem).

Najczęściej wymienianą trudnością jest konieczność obliczania wypadkowego IG posiłku, czynność na pierwszy rzut oka dość żmudna, zwłaszcza na początku. Jednak, jak potwierdzają wszyscy obliczający owe wypadkowe – szybko nabiera się wprawy.  No i rzecz najważniejsza: bezwzględne przestrzeganie indeksu posiłku jest rygorem przede wszystkim dla osób cierpiących na cukrzycę insulinozależną z dużymi wahaniami poziomów cukru (hiperglikemia  i hipoglikemia, uważane za powikłania cukrzycy).
My na szczęście temu rygorowi nie podlegaliśmy, więc mogliśmy pozwolić sobie na orientacyjne ustalanie IG. I to wystarczyło.
Drugą trudnością, i to dość zwodniczą może być zmienność wartości IG dla różnych odmian tego samego produktu (np. kasze, ryże, pieczywo), a także zmienność, zależna od sposobu przyrządzenia (wyższy IG mięsa smażonego niż gotowanego, warzyw gotowanych – niż IG  warzyw al’dente lub surowych itp.). Trzeba po prostu o tym fakcie pamiętać.
Bardziej szczegółowe zestawienie naszego menu znajduje się w artykule Elżbiety „Dieta – odchudzanie” ([w]: Blog Eli). Bywa ono pomocne zwłaszcza w początkowej fazie odchudzania.

Musimy wszakże być świadomi, że zmiana stylu żywienia oparta tylko o indeks wcale nie musi być skuteczna, gdyż IG odnosi się wyłącznie do zawartości węglowodanów i kompletnie nie dotyczy „wroga klasowego nr 2” odchudzających się – tłuszczu, zwłaszcza zwierzęcego.

I dlatego właśnie drugim wyznacznikiem naszej diety, i to zdecydowanie nie z powodu nagłego upodobania do wszelkich dań jarskich – jest
Piramida zdrowego żywienia

Sałatka z mozzarellą II

2 porcje
Składniki:
1/2 paczkimix sałat
1 szt.papryka czerwona
1 opakowaniekulki mozzarelli w zalewie
5-6 szt.pomidorki cherry
1 gałązkaseler naciowy
1-2 szt.ogórki kiszone
przyprawa do sałatek, grubo mielony pieprz (młotkowany z kolendrą) lub dowolne ulubione przyprawy
2-3 łyżkiolej lniany lub słonecznikowy
Sposób przygotowania:
Mix sałat rozdrobnić i ułożyć na dnie salaterki (miski)
Drobno posiekać gałązkę selera naciowego i ułożyć na sałacie
Pokrojone w ćwiartki pomidorki cherry ułożyć jako następną warstwę
Zasypać pokrojoną w cząstki czerwoną papryką
Na wierzchu ułożyć pokrojone w kostkę ogórki kiszone
Posypać sałatkę przyprawami, a wierzch udekorować kulkami mozzarelli
Przed podaniem polać olejem lnianym (słonecznikowym)

Gotowe.Smacznego!

Surówki i sałatki

 

Dieta od kuchni

Kuchnia…Arena wojny z kilogramami. Ważna, ale jak przekonaliśmy się naocznie, nie najważniejsza. A już z pewnością nie jedyna w tej walce o niepodległość, wolność od cukru, cholesterolu, zbyt ciasnych spodni, zbyt opiętych sweterków, sapek, pocenia się… I to pomimo, że właśnie tam znajduje się supermasywna czarna dziura, zwrotnik koziorożca lub 38 równoleżnik – lodówka…Wojenne ścieżki przebiegają także, choć często nie chcemy tego zaakceptować, przez łazienkę – miejsce, gdzie powinna stać waga, a także przez szafkę, półkę lub toaletkę z wszelkiej maści kremami ujędrniającymi, nawilżającymi i regenerującymi.
Wreszcie,  co już zazwyczaj mało komu się podoba – przez ścieżki rowerowe, sale gimnastyczne, parkowe aleje, kluby fitness, cardio i strefy wolnych ciężarów na siłowniach, a nawet poczciwe fikalnie na świeżym powietrzu… Może jesteśmy przeczuleni, ale patrząc z perspektywy ponad 2 lat naszego „niknięcia w oczach” (czyli „intensywnej redukcji” w dietetycznym slangu), doskonale już wiemy, że są to integralne elementy diety odchudzającej, mające kapitalne znaczenie, zwłaszcza przy „dużych”, radykalnych odchudzaniach.
Kuchnia…Arena wojny z kilogramami. To tutaj mieści się centrum dowodzenia… Jesteśmy tradycjonalistami, więc Dowódcą została Ela.
Prowadzoną przez siebie kuchnię podporządkowała zasadom zdrowego odżywiania i indeksowi glikemicznemu (IG),. Odpowiadało nam to, gdyż nie wymagało szczegółowego rozpisywania i przestrzegania jadłospisu, przewidującego np. w poniedziałek na obiad danie z drobiu, podczas gdy my akurat mieliśmy ochotę na paellę z warzyw…A zatem indeks i zbilansowane odżywianie… Ale w granicach rozsądku..
Indeks glikemiczny pozwolił na rozsądne zmniejszenie ilości węglowodanów, spożywanych w ciągu dnia, piramida zdrowego żywienia ułatwiała ograniczenie tłuszczu, a w zamian pomogła w racjonalnym dostarczaniu pożądanych składników odżywczych. Z kolei zwiększenie liczby posiłków przy jednoczesnym zmniejszeniu porcji spowodowało, że w ciągu dnia jedliśmy niewiele mniej, a jednak procesy przemiany materii zaczęły przebiegać płynniej, przez co sprawniej. Oczywiście zmniejszenie węglowodanów i tłuszczów obniżyło kaloryczność naszych posiłków, ale dzięki temu nasze organizmy mogły wreszcie zacząć konsumpcję zapasów sadełka, a nasze ciuchy stały się nagle jakieś takie zbyt obszerne.

Indeks glikemiczny (IG)

powrót do „Dieta

Sałatka z mozzarellą

2 porcje
Składniki:
wg upodobaniasałata (lodowa, masłowa lub mix sałat)
1-2 szt.papryka czerwona
1 opakowanieserek mozzarella
dowolniepomidorki cherry
dowolniecebula dymka - zielone pędy
dowolniebiała rzodkiew
przyprawa do sałatek, oliwki zielone, pieprz
2-3 łyżkiolej lniany
Sposób przygotowania:
Liście sałaty rozdrobnić (ręcznie) i równomiernie ułożyć na talerzu (lub salaterce)
paprykę kroimy na cząstki i kładziemy na sałacie
rzodkiew kroimy w niewielkie słupki i układamy na papryce
pomidorki cherry kroimy w ćwiartki i układamy na wierzchu wraz z pokrojoną w półplasterki mozzarellą
całość posypujemy przyprawą do sałatek, posiekaną zieloną cebulką, ozdabiamy oliwkami, polewamy olejem lnianym.


Gotowe. Smacznego!

Surówki i sałatki

 

Pieczywo

Dawno, dawno temu… Albo i niedawno, w czasach, gdy byliśmy jeszcze prawie symetrycznie krągli, pieczywa jedliśmy stosunkowo niewiele, znacznie mniej niż obecnie. A zatem to nie ono było, jak mi się zdaje, główną przyczyną naszej otyłości.
I to pomimo, że w naszym domu dominowało wówczas pieczywo tradycyjne, pszenne, białe i chrupiące. Od czasu do czasu kupowałam wprawdzie chleb lub bułki z mąki z pełnego przemiału, ale głównie dla siebie, bo mąż się krzywił, mawiał, że kwaśne, że mu potem ciąży żołądek. Nawet przyczyny swoich zgag upatrywał w żytnim chlebie.… Mawiał też, że chleb z ziarnami dobry jest dla ptaków i wygadywał takie tam różne inne sentencje o barwieniu cykorią itp.
Natomiast bardzo odpowiadały mu chałki, rogale, kajzerki… Bielutkie i pulchne.
Nawet wtedy unikaliśmy jednak wszelkich marketowych dmuchawców i buł makdonaldowych, zaopatrując się głównie w małych sklepach i piekarniach (co oczywiście jeszcze nie chroni w pełni przed zakupem syntetycznego pieczywa przemysłowego, a jedynie takie ryzyko ogranicza). Mieliśmy swoje „sprawdzone” chleby, staraliśmy się przy tym wybierać bochenki bardziej rumiane, o nieco spękanej skórce… Gorzej było z bułkami, zwłaszcza maślanymi, rogalami, drożdżówkami… Dopiero podczas jedzenia człowiek przekonywał się, co tak właściwie sobie zakupił…. I czasem można się było nieco zdziwić.
Zmiana rodzaju pieczywa była jednym z pierwszych kroków, które zrobiliśmy w drodze do rozmiaru M.
Nie rzucaliśmy się jednak bezkrytycznie na wszelkie wypieki „light”, „fit”, „dietetyczne”, czy „dla diabetyków”. Pamiętając o fakcie, że chleb powinien być pieczony na zakwasie, doszłam do wniosku, że po prostu tym kryterium należy się kierować, zamiast przesadzać z topowymi rodzajami pieczywa,
tym bardziej, że mamy obecnie do czynienia z modą na wszelkie wspomniane „fit”, „light” itp., co zawsze zachęca część producentów do nadużyć.
Zniknęły natomiast z jadłospisu rogale, słodkie bułki, kajzerki, biały chlebek. Ich miejsce zajęły chleby razowe, mieszane i żytnie – pieczone z mąki z pełnego przemiału (mielonej z wszystkich części ziarna). Ażeby złagodzić Darkowi to tragiczne dla niego (tak przynajmniej uważał) przejście na zdrowsze wypieki dopuściłam do menu chleby orkiszowe i typu graham, mimo że są chlebami pszennymi. Orkisz, pszenica popularna w starożytnym Rzymie, a potem w średniowiecznej Europie, po okresie zapomnienia wracająca do łask –  od tradycyjnej „pszenicy chlebowej” rózni się niższą zawartością glutenu , ale za to wyższą białka. Z kolei mąka typu graham, mimo że również pszenna, jest nieco inaczej wyrabiana – zawiera otręby.
Za najzdrowsze uchodzi pieczywo żytnie, wypiekane z mąki razowej, pełnoziarniste i na zakwasie. Charakteryzuje się stosunkowo niską (jak na pieczywo) wartością kaloryczną, mniejszą zawartością soli oraz wody. Wydłuża też czas poczucia sytości, co jest istotne dla osób odchudzających się i cierpiących na zbyt wysoki poziom cholesterolu. Jest ponadto bogate w błonnik, co z kolei nie jest bez znaczenia dla osób słodszych, gdyż nie powoduje szybszych wzrostów (ani skoków) cukru. I właśnie ten dobry wpływ na wysokość poziomu glukozy spowodował, że Pan Mąż zmienił jednak swoje upodobania i (chyba nieco przymusowo) przekonał się do pieczywa innego niż to sprzed diety.
Bądźmy jednak realistami. Jak podaje warszawski Instytut Żywności i Żywienia – odpowiednia do wypieku takiego razowego chleba mąka wytwarzana jest w zbyt małej, by nie rzec minimalnej ilości. A zatem znaczący udział w rynku muszą mieć rozmaite „fałszywki”, wytwory piekarnicze udające tylko chleby żytnie.
Jak rozpoznać dobry chleb, odróżnić go od „podrabianego”? Nie jest to zadanie łatwe, tym bardziej że inwencja piekarzy jest prawie nieograniczona. Mając świadomość, że kryteria wyboru nie są doskonałe, a całkowita ucieczka od ersatzów niestety raczej nie jest możliwa, stosujemy własną „procedurę minimalizacji”:

  • Kupujemy przede wszystkim wypieki z małych piekarni.
  • Nie ograniczamy się tylko do jednego źródła zakupów; mamy 3 sprawdzone sklepy, gdzie naprzemiennie zaopatrujemy się w pieczywo.
  • Naprzemiennie jemy kilka rodzajów (jasne lub ciemne) pieczywa żytniego lub mieszanego, albo orkiszowego i czasem typu graham (pamiętajmy, że dwa ostatnie, to pieczywo pszenne)
  • Gdy już jednak zdarzy nam się kupować chleb w nieznanym wcześniej sklepie lub markecie – czytamy, o ile to możliwe listę składników. Im krótsza, tym lepiej. Przykładowo razowiec powinien mieć w składzie: mąkę razową, zakwas, sól, ewentualnie jakieś ziarna (słonecznika, czarnuszki, pestki dyni itp.). Pewnie, że wytwórca może okazać się instytucją bardzo skromną (jak ów wiodący producent nabiału, przyłapany na niepodaniu kilku konserwantów) – nie mamy jednak na to wpływu
  • Podczas zakupu staramy się ocenić wagę podobnych rozmiarem bochenków. „Prawdziwy” chleb jest cięższy.
  • Sprawdzamy także datę produkcji i termin przydatności do spożycia (jeśli jest). Gdy wynosi tydzień lub dłużej –  zapala nam się czerwona lampka w głowie i idziemy poszukać czegoś innego.
  • Oceniamy kolor: ciemny chleb razowy ma być szary z odcieniem brązu, nie zaś rudo- lub czekoladowo-brązowy, tak jak „udający go” chleb biały, zabarwiony jedynie dla niepoznaki karmelem; jednak już w przypadku użycia innego barwnika, np. odpowiedniej dawki cykorii czy słodu – różnica kolorów nie jest tak oczywista. Można chyba jednak przyjąć, że chleb zbytnio ciemny, zbytnio brązowy lub czekoladowo-rudy jest nieco podejrzany.
  • Jeśli się da, oceniamy konsystencję miąższu: powinna być dość zbita, niekoniecznie pulchna. Miąższ chleba – lekko wilgotny i mieć niewielkie pory, słowem, mieć niezbyt atrakcyjny wygląd. To jednak ocenić można dopiero po rozkrojeniu, już w domu… A i tak jest to ocena subiektywna, bo na przykład pory chleba pieczonego na zakwasie z dodatkiem niewielkiej ilości drożdży (co jest dopuszczalne) i tak mogą wydać się nam zbyt duże.
  • Nie robimy tragedii, gdy uda nam się zjeść podrabianego dmuchawca – troszczymy się jedynie, by nie było to zbyt często

Od jakiegoś czasu sama wypiekam chleb. Jest to duża frajda, a i przynajmniej wiemy, co jemy.