Słodycz gorzkiej czekolady

Dieta odchudzająca wcale nie musi oznaczać rezygnacji z wszystkiego, co przyjemnie słodkie. To z pewnością dobra wiadomość dla łakomczuchów, którzy wiedzą, że powinni schudnąć, lecz nie podejmują wysiłku w przekonaniu, że będą zmuszeni do odrzucenia wszelkich słodyczy. Drugą dobrą wiadomością jest dopuszczalność czekolady w diecie, co szczególnie cieszy mojego męża. On nadal uważa, zwłaszcza gdy czekolada rozpływa mu się w ustach, że wkład rodziny von Houten oraz R. Lindta w rozwój cywilizacji jest większy niż Kopernika, Nobla, Edisona, czy (zwłaszcza) Alexandra Grahama Bella. Zaś tabliczka czekolady ( po raz pierwszy uzyskał ją w XIX w. Francis Fry) jest daleko bardziej przydatnym wynalazkiem niż odkurzacz, telewizor, internet, telefony komórkowe lub inne smartfony razem wzięte. Cały mój mąż.

Trzecia wiadomość – może i nieco gorsza: w trakcie odchudzania można dopuścić wprawdzie czekoladę, ale tylko gorzką, którą nie każdy lubi. Jednak historia Darka stanowi tu pewne pocieszenie. Jak już pisałam, był on znanym pogromcą hurtowych ilości wyrobów cukierniczych, w tym i czekolady. Jadał wszakże tylko mleczną. Zakrawa to na chichot historii, jednak od trzech lat zupełnie mu się odmieniło. Mleczną czekoladę całkowicie ignoruje.
Mimo że w odchudzającej diecie można włączyć do jadłospisu gorzką czekoladę – nie od razu zdecydowałam się na ten krok. Przyczyną było łakomstwo Darka (nie dopuszczał myśli, że można sobie „coś słodkiego” zostawić na później), no i ta jego podwyższona glukoza.
W zamian za słodycze zaproponowałam mu jogurty typu greckiego. Zawierają one wprawdzie niekoniecznie pożądaną dla cukrzyka fruktozę, jednak jak się okazało, skutecznie neutralizowało ją białko. Darek zjadał nieraz i 3-4 jogurty dziennie, nie odnotowując przy tym znaczącego wzrostu poziomu cukru we krwi. Dodatkowo jeszcze wspomagał się chrupkim pieczywem, traktując je jak ciastka.
Dopiero po kilku miesiącach, gdy glukometr regularnie pokazywał wyniki w normie, ja zaś uznałam, że tempo utraty wagi Pana Męża (dość wysokie zresztą) ostatecznie się ustabilizowało – czekolada (oczywiście gorzka) zagościła w naszym domu.


Ten przymusowy efekt abstynencji przyniósł dodatkowo 2 niespodziewane rezultaty. Pan Mąż nie rzuca się już jak szaleniec na  całą tabliczkę, zadowalając się  dwoma tafelkami (później zezwoliłam na 4; dzisiaj to 4-8 kostek), a ponadto przestał mieć upodobanie w innych łakociach. I dobrze, bo ze wszystkich słodyczy czekolada gorzka ma najniższe IG (czyli, przynajmniej teoretycznie, powinna powodować najmniejsze wyrzuty cukru. I rzeczywiście. Jak dotąd wygląda na to, że większe od wyrzutów cukru są wyrzuty sumienia imć Dariusza – po zjedzeniu dozwolonej porcji owej czekolady właśnie).

Natknęłam się także na – pochodzącą z kilku źródeł – informację o jej  pozytywnym wpływie na metabolizm. Gdy podzieliłam się swą wiedzą z Darkiem, potraktował to jak cenne odkrycie, rozpromienił się szeroko – i bardzo z siebie zadowolony, oznajmił, że skoro nawet jedna kostka przyśpiesza ów metabolizm, to – gdy poczęstuje się od razu 3 tabliczkami, jego metabolizm nabierze prędkości bolidu podczas wyścigów Formuły 1, więc on sam jeszcze piękniej schudnie. Odparłam, że nie może przesadzać, bo jak zje za dużo, schudnie w takim tempie, że po 3 godzinach będzie przypominać szkielecik lub egipską mumię, albo inny akacjowy listek na wietrze… I tak sobie od czasu do czasu rozmawiamy. I dobrze, bo takie dialogi z przymrużeniem oka, dość głupawe w swej prostocie  – dają namiastkę normalności, pozwalają unikać uczucia katowania się,  przykrej konieczności ciągłych wyrzeczeń i ograniczeń, misji do spełnienia, przymusu – czyli tego wszystkiego, co jest wrogiem nr 1 odchudzających się lub przebywających na każdej z diet. Brzmi prawie jak bluźnierstwo, ale to jest chyba główną zaletą czekolady, jako elementu odchudzania.

Jaką czekoladę wybrać?
Czekolada – ale jaka? (kryteria wyboru)
Zalety gorzkiej czekolady
Dieta czekoladowa