Nordic walking to jeden z niewielu sportów odpowiednich dla każdej grupy wiekowej (jeśli ktoś ma wątpliwości, czy nw jest sportem – proponujemy drobną przebieżkę z kijami lub marsz 10-15 kilometrowy). Początkowo rekomendowany jako terapia rehabilitacyjna, a także jeden ze sposobów aktywizacji ruchowej osób starszych – nabiera coraz to bardziej wyczynowego charakteru.
Obecnie nadal jest formą rekreacji, jednak uprawia się go już sportowo i zawodniczo. Spodziewajmy się zatem, że niebawem nw stanie się dyscypliną olimpijską, tak jak np. snowboard, czy short tracking, sytuując się jako letni odpowiednik biegów narciarskich.
My jednak na olimpiadę lub mistrzostwa świata raczej się nie wybieramy, więc poprzestaniemy na rekreacji, tym bardziej, że wielu przeciwwskazań do hasania z kijami nie ma.
Uważać powinny jedynie osoby cierpiące na
- kołatanie serca, schorzenia i wady serca, wykluczające wszelki wysiłek fizyczny, nawracające bóle w klatce piersiowej, duszności, zawroty głowy
- niewydolność oddechową, omdlenia i osłabienia w czasie wysiłku
- ostre choroby zakaźne
- choroby układu ruchu w fazie ostrej,
- osoby w okresie rekonwalescencji po przebytych operacjach, zwłaszcza gdy rany pooperacyjne są jeszcze świeże
W przypadku takich dolegliwości, przed złapaniem za kijki zdecydowanie powinno się przeprowadzić wszechstronne konsultacje z lekarzem.
I to w zasadzie wszystkie przeciwwskazania. Nie są nimi wiek, brak kondycji, otyłość, etc.
Wręcz przeciwnie, nordic walking można polecić każdemu. Jego pozytywny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie mogą odczuć absolutnie wszyscy, a w szczególności osoby:
- chore na cukrzycę
- otyłe i mające nadwagę
- z grupy ryzyka chorób serca
- z nadciśnieniem
- cierpiące na zaburzenia krążenia w kończynach górnych i dolnych oraz ze skłonnościami do obrzęków
- ze zwyrodnieniami stawów kończyn dolnych i kręgosłupa
- z bólami kręgosłupa i osteoporozą
- z wadami postawy i skoliozą
- po przebytych chorobach układu nerwowego (np. udar mózgu)
- z problemami z utrzymaniem równowagi
- cierpiące na chorobę Parkinsona
- po przebytej chorobie nowotworowej
- kobiety w ciąży i po porodzie
Ruch stopniowo poprawia kondycję, sprzyja wzmacnianiu mięśni (także i oddechowych), wspomaga pracę serca, układu krążenia i układu limfatycznego, kształtuje sylwetkę, poprawia wytrzymałość, gibkość, koordynację ruchów, co ma niebagatelne znaczenie dla osób w sile wieku. Oczywiście nikt nie stanie się kulturystą, ani człowiekiem – panterą, jednak wymienione powyżej skutki treningów (byle w miarę systematycznych) z pewnością będą odczuwalne
Nie musimy gnać przed siebie, wymachując kijami – spacery w zupełności wystarczą. A zatem – kije w dłoń!!!

Obydwa syropy powstają z podobnych surowców (wspólnym mianownikiem jest kukurydza – jednak syrop glukozowy bywa także wytwarzany z pszenicy i ziemniaków, przy czym ten ostatni ma opinię najmniej szkodliwego). Podobny jest także sposób ich wytwarzania (hydroliza -więc być może późniejsze różnice biorą się stąd, że syropki traktowane są innymi kwasami i, zapewne innymi enzymami). Naprawdę trudno się połapać, czym tak naprawdę się różnią. A różnią się ponoć znacznie, niczym tytułowi Bliźniacy z filmu Reitmana, (Danny DeVito i Arnold Schwarzenegger – podobni jak dwie krople wody, nieprawdaż?).
Rozpanoszył się na półkach z artykulami spożywczymi taj bardzo, że aż strach się bać. Obecnie dodaje się go do
W hołdzie temu tak bardzo zasłużonemu dla naszej cywilizacji czemuś pokusiliśmy się o sporządzenie jego krótkiej charakterystyki. Syrop glukozowo-fruktozowy jest jak:
W każdym razie przesadne spożywanie produktów zawierających syrop glukozowo-fruktozowy:
Wróćmy jednak do diety czekoladowej:
Innymi słowy, jak roztropnie zauważył Darek – właściwie już od dłuższego czasu jesteśmy na diecie czekoladowej. Zasadniczo nie ma w niej nic, czego nie robilibyśmy wcześniej, przed jej odkryciem. Bo i liczba posiłków, i ich składniki, i aktywność… Gdzieś w czeluściach internetu odkryliśmy szczegółowe jadłospisy dzienne – nie wydaje nam się jednak, by były one konieczne do zastosowania. Powiedzmy sobie szczerze, czekolada jest osłodą, w dosłownym tego słowa znaczeniu, trudów i dyskomfortu związanego ze zmianą zwyczajów żywieniowych. Sprawia przy tym, że odchudzanie staje się bardziej znośne – nie odczuwamy, co już też wcześniej sygnalizowałam, poczucia straszliwej „krzywdy dziejowej” i niesprawiedliwości losu.
Z kilku powodów:
powrót do
Jednak takie czekolady są, jeżeli można tak powiedzieć – zdecydowanie najzdrowsze. Mają stosunkowo niskie IG (spośród słodyczy gorzka czekolada zawiera najmniejszą ilość cukru), co, zwłaszcza dla diabetyków wcale nie jest takie najgorsze, gdyż po jej zjedzeniu poziom cukru we krwi wzrasta stosunkowo wolno. Zawarte w nich kakao wydatnie ponoć wspomaga procesy metaboliczne, dzięki błonnikowi, kofeinie i jakiemuś tajemniczemu zwiazkowi roślinnemu, epikatechinie (jak ktoś kiedyś zgrabnie go nazwał), wspomagajacej intensywność wytwarzania energii niezbędnej do spalania zbędnych kalorii.
Epikatechina jest zarazem przeciwutleniaczem, a ponadto ma niwelować skutki udaru mózgu (niestety, w mlecznej czekoladzie prawie nieobecna, z racji cierpkiego smaku usuwa się ją w procesie produkcji, a ponadto niweluje ją mleko). I są to chyba wystarczająco ważkie argumenty, uzasadniające preferowanie czekolady gorzkiej, kosztem wyrobów z czekolady mlecznej, czekolad z dodatkami (orzechy, migdały, rodzynki itp.) i słodkimi posypkami (np karmel), a zwłaszcza czekolad nadziewanych.
Czekolady nadziewane mogą być przyczyną niejednej niespodzianki natury, można powiedzieć egzystencjalnej… Mąż kiedyś zaczął studiować skład jakiejś takiej czekolady z kawałkami malin, przybierając minę, jaką zapewne miał Witkacy, przeżywający zdumienie metafizyczne, wynikające z odkrycia faktu swojego istnienia. Gdy zainteresowałam się tym dość osobliwym wyrazem twarzy Darka, wyjaśnił, że w czekoladzie z malinami jest marakuja, a także buraki cukrowe, orzechy arachidowe, jakieś barwniki, substancje zapachowe itp. – ale ani śladu malin… Cóż. Dziwiło go tylko, że nie ma koperku, ani szczawiu.
Cywilizacyjna, przewlekła, uważana za pierwszą niezakaźną epidemię na świecie. Wzbudza kontrowersje. Środowisko medyczne bije na alarm. Wg danych WHO, ok. 422 miliony ludzi choruje na cukrzycę (2014 r), zaś tendencje wzrostowe są raczej koszmarne . Oponenci odpowiadają, że i owszem , ale wśród owych chorych można wyodrębnić grupę 179 milionów obywateli naszej planety, którzy jeszcze o tym nic nie wiedzą. Że są chorzy. Potwierdzają więc sentencję mojej Ulubionej Pani Doktor (kardiologa zresztą), że nie ma ludzi zdrowych, są tylko nieprzebadani… I tak rodzą się podejrzenia o manipulowanie danymi, prowadzenie swoistej gry marketingowej, stwarzanie atmosfery zagrożenia, obliczone na pozyskanie większej liczby pacjentów.
Zwraca się przy tym uwagę na obniżenie dopuszczalnego progu poziomu glukozy. Dziś wynosi on 100 mg/dL na czczo, podczas gdy niegdyś kształtował się ponoć na poziomie 120. Sam odnoszę niejasne wrażenie, że gdy przed laty chciano „wrobić mnie w cukrzycę” – była mowa o owych 120 mg/dL. I tu podejrzenie pada na koncerny farmaceutyczne, z przyczyn oczywistych dążące do zwiększenia liczby chorych…
Zupełnie nie chodzi o to, żeby się straszyć. Po co jednak wysłuchiwać od lekarza ” a gdzie pan był, gdy…?” lub „to teraz pan przychodzi?”, zwłaszcza że to nie są dobre pytania, bo zwiastują stan poważny i perspektywę niezłych kłopotów.
Pamiętajmy o tym, nim zbagatelizujemy cukrzycę.

W zamian za słodycze zaproponowałam mu jogurty typu greckiego. Zawierają one wprawdzie niekoniecznie pożądaną dla cukrzyka fruktozę, jednak jak się okazało, skutecznie neutralizowało ją białko. Darek zjadał nieraz i 3-4 jogurty dziennie, nie odnotowując przy tym znaczącego wzrostu poziomu cukru we krwi. Dodatkowo jeszcze wspomagał się chrupkim pieczywem, traktując je jak ciastka.

