Za ważny powód przeprowadzania diety odchudzającej uchodzi pieczywo. Pokutuje opinia, że potrafi nieźle dodać człowiekowi ciała. Przede wszystkim to białe, pulchne, chrupiące, którego zapach wita w piekarniach lub marketowych stoiskach piekarniczych…
I tylko czasem dziwimy się, że tak ładnie rośniemy w siłę (zwłaszcza w okolicach brzucha), a pieczywo tak smaczne, pachnące i smakowite, gdy jeszcze ciepłe – już następnego dnia staje się, jakąś taką gliniastą lub trocinowatą materią, rozlatującą się w palcach i niespecjalnie smaczną… A po dalszych kilku dniach zieleni się, niczym majowa łąka…
Po blisko 4 latach zwracania bacznej uwagi na rodzaj i źródło pochodzenia zjadanego pieczywa, możemy jedynie potwierdzić, iż taka skrupulatność ma w zdrowszym nieco odżywianiu niebagatelne znaczenie. Obecnie, mimo że chleb spożywamy częściej niż dawniej i zjadamy go więcej – jakoś trzymamy linię. Fakt, nasze pieczywo musi być ciemne, na zakwasie i – przede wszystkim nie może pochodzić z tzw. „produkcji masowej”, powszechnie dostępnej zwłaszcza w marketach.
Zresztą, już sama receptura pieczywa produkowanego masowo nie zachęca specjalnie do jedzenia:
| mąka pszenna (z tzw. pszenicy chlebowej; zawiera duże ilości glutenu) | sprawia, że ciasto łatwiej i piękniej wyrasta |
| mąka ziemniaczana | nadaje ciastu odpowiednią teksturę i spoistość |
| suche drożdże | |
| spulchniacze | poczciwe "polepszacze" np. E330, E322 |
| wybielacze | (np. z mąki sojowej, E471, E300), |
| sztuczne kwasy | przyśpieszają fermentację, co raczej nie podnosi walorów prozdrowotnych pieczywa, jednak wydatnie obniża koszty wytwarzania; niestety, skracanie czasu fermentacji stało się już trwałą tendencją |
| konserwanty, emulgatory, środki zapobiegające pleśni | np. E-281, E-202; wydłużają okres pozornej świeżości, pojawiają się jednak głównie w pieczywie paczkowanym |
| sól | dodawana chyba do smaku; miejmy nadzieję, że jest to sól kuchenna, a nie drogowa |
| karmel (opcjonalnie) | dodawany, ażeby wytwór lepiej mógł udawać ciemne pieczywo; ponoć takich praktyk już się nie stosuje; zdaje się, że są zakazane |
Często takie bułeczki maślane i kajzerki, czy mięciutkie, słodkie rogale tworzy się poprzez wypiekanie już gotowej, zamrożonej masy. Trudno wszak jednoznacznie wskazać, czy takie pieczywo jest bardziej szkodliwe. Opinie są podzielone. I naprawdę trudno ocenić, co jest rzetelną oceną, a co próbą ocieplenia wizerunku producenta i jego produktu. Z drugiej jednak strony można zauważyć całkiem złośliwie, że nawet kupując ciepły jeszcze chleb w prawdziwej piekarni tak naprawdę nie wiemy, czy piekarz miesił ciasto poprzedniej nocy, czy 2 tygodnie temu i przez ten czas przeleżało ono sobie w jakiejś przytulnej chłodni. Nie popadajmy w obłęd.
W każdym bądź razie najbardziej wartościowymi składnikami, w aspekcie znalezienia sobie powodu i odpowiednich przygotowań do diety są: gluten w mące chlebowej oraz mąka (skrobia) ziemniaczana, a także wszelkiej maści polepszacze.Dzięki nim pulchniejszy jest nie tylko bochenek takiego smakowitego chlebusia – konsument również.
Nie tylko ciasto jest bardziej puszyste – nasza tkanka tłuszczowa również.
Aż chce się jeść.
Takie są długofalowe efekty systematycznego spożywania tegoż cudu nowoczesnej myśli piekarniczej. Doraźnie natomiast, możemy odczuwać zgagę, wzmożone pragnienie, cierpieć na wzdęcia , albo, przy braku szczęścia – na jeszcze coś gorszego…Taki chlebuś łatwo rozpoznać – niestety grubo po fakcie. W hali marketu lub w piekarni wabi błyszczącą, gładką skórką, smakowitym zapachem. Gdy jeszcze ciepły – jest przepyszny… Gorzej po kilku godzinach, a już dnia następnego… I jest to chłodna kalkulacja producenta. Po prostu trzeba pędzić po nowy bochenek…

Niestety, tego typu smakołyki zupełnie nie mieszczą się, naszym skromnym zdaniem w kanonach zdrowego odżywiania i zdecydowanie nie powinny być składnikami żadnej diety odchudzającej, a zwłaszcza diety cukrzycowej.
Powrót do:
Przygotowania do diety

Autorzy większości materiałów poświęconych chorobie są zgodni, iż cukrzyca, jako że ma wrednie przewlekły charakter, wymaga konsekwencji w działaniu i cierpliwości, a to na dłuższą metę nie bywa proste. Tym bardziej, że sensowna terapia nie ogranicza się jedynie do zażywania leków. To także systematyczne używanie glukometru, zapisywanie wyników, ograniczenia dietetyczne i, najczęściej zmiana stylu życia na bardziej aktywny. Złośliwość losu sprawia, że na liście zakazanych smakołyków są przeważnie nasze ulubione: wszelkie słodkie fruchty, wszystko, co zasmażane, przypiekane i panierowane, zbawienne nieraz gotowce itp. Wypada też zrezygnować z piwka, chipsów i kebabów, co dla wielu jest koszmarnym wyrzeczeniem… Zazwyczaj lista ta podoba nam się bardzo średnio. No i to jedzenie prawie jak na komendę, o stałej porze, czy wreszcie zażywanie ruchu… Naiwnością jest sądzić, że zażywny, czy wręcz otyły jegomość, gdy tylko się dowie, że jest słodkim chłopakiem – zapała nagle tak nieodpartą miłością do wszelkich siłowni, basenów, rowerów, biegów przełajowych, trampolin itp., że na wyprzódki poleci na basen, siłownię i będzie machał, wierzgał i fikał z takim zapałem, że nawet po tygodniu trudno będzie go stamtąd przegnać… A atlas (bynajmniej nie geograficzny) weźmie z sobą do domu, żeby nie wyjść z wprawy. Powiedzmy sobie szczerze, ruch jest bodaj największą bolączką, bo jak tu biegać, skakać, machać, pedałować, gdy ma się kłopot z zawiązaniem sznurowadła, czy wejściem na każde piętro powyżej parteru…
I z tego właśnie wynika powszechne przekonanie o ważnej roli motywacji w procesie skutecznego wyrównywania cukrzycy. Czy to przekonanie słuszne? Czy są jakieś wyjątki?
No i co tu wybrać? Z punktu widzenia technologii, wielkich różnic nie ma, przynajmniej w odczuciu przeciętnego użytkownika. Zarówno kije stałe, jak i teleskopowe wykonywane są z tych samych materiałów. Mają natomiast, co jest rzeczą zrozumiałą, odmienną konstrukcję, a w konsekwencji nieco odmienne walory użytkowe. Za najważniejszą różnicę uznaliśmy podatność kija na drgania podczas uderzania w nawierzchnię. Ela brała pod uwagę w zasadzie ten jeden czynnik: kije o wysokości stałej lepiej amortyzują drgania, co dla osób z dolegliwościami kręgosłupa jest akurat bardzo istotną kwestią. W naturze obowiązuje jednak zasada coś za coś: gdy nasz krok w miarę chodzenia zaczął się wydłużać, coraz częściej zaczęliśmy odczuwać problem „zbyt krótkich kijów”. Trudno wszakże tak od razu wymieniać prawie nowy i wcale nie tani sprzęt. Elżbieta musiała zatem czujnie i z niejaką irytacją dbać o odpowiednią pracę ramion i staranniej wybierać miejsce kontaktu końcówki kija z podłożem, podczas gdy Pan Zawodnik zmienił tylko rozmiar kijków – i było po problemie.
Obecnie, gdy Elżbieta po 3 latach ćwiczeń oraz rozmaitych zabiegów rehabilitacyjnych jest zdecydowanie sprawniejsza, lepiej rozciągnięta i mniej odczuwa dolegliwości swojego kręgosłupa – zdecydowała się także na kije regulowane. Chodzi sobie raz z jednymi, raz z drugimi i jak dotąd nic się nie dzieje.
Kije teleskopowe zatem lepiej sprawdzą się w przypadku osób, które jeszcze nie do końca wiedzą, jaka długość im odpowiada. Ponadto, zdaniem większości naszych znajomych, są bardziej ergonomiczne podczas wycieczek górskich – można bowiem poprawić sobie komfort schodzenia w dół, zwiększając ich długość, czego nie zapewniają kije o stałej długości. Regulowane są ponadto wygodniejsze w podróży. Złożone, łatwiejsze do upchania w torbie czy bagażniku. Tu jednak rodzi się drobna wątpliwość: jak często wybieramy się w gruntowną podróż, wypychając samymi niezbędnymi rzeczami nasze sakwojaże, czy nie daj Bóg – bagażnik? Bo chyba nie wypada brać pod uwagę sobotnich, czy niedzielnych wypadów do najbliższego lasu za miastem, gdy bagażu niewiele, więc zgrabnie można spakować każde kije…
Koronnym argumentem przeciwników kijów regulowanych, z którym zetknęliśmy się, jest ich tendencja do łamania się lub samoistnego składania…To się zdarza, jednak zależy chyba bardziej od jakości wykonania oraz wykorzystanych materiałów (głównie kiepskiego mechanizmu regulacji w kijach niskiej jakości oszczędnych producentów; systemy regulacyjne z prawdziwego zdarzenia, przetestowane przez producenta – wytrzymują nacisk nawet do 130-140 kG na każdy kij) zresztą powiedzmy sobie szczerze, kiepskim kijom o wysokości stałej również mogą się przytrafić wygięcia, złamania lub zgrabne pęknięcia wzdłuż trzonu, od logo producenta aż po gumową nakładkę.
Powinniśmy wziąć pod uwagę
Alternatywnie możemy zastosować jeden z dwu praktycznych sposobów ustalania długości kijów,
Jeśli stawiamy dopiero pierwsze kroki lub preferujemy rekreacyjny sposób chodzenia – lepsze będą kije krótsze. Dłuższe wymagają o wiele bardziej intensywnej pracy ramion, dłuższego kroku i szybszego tempa marszu. Poleca się je więc osobom zaawansowanym, z ambicjami zdobycia tytułu jeśli już nie wicemistrza świata, to przynajmniej mistrza dzielnicy.
Musimy wszakże pamiętać, że odpowiedni dla nas rozmiar kijków może się zmienić, i to to dość szybko, bo już podczas pierwszych treningów. Nie ma co ukrywać: w miarę chodzenia, nabierania pewności ruchów, gdy wydłuża nam się krok, bardziej energicznie machamy ramionami – użytkowane kije mogą okazać się zbyt krótkie. W praktyce oznacza to, że od czasu do czasu stają się one złośliwe, trafiając nie w podłoże, a w powietrze, i to jakimś dziwnym trafem między naszymi stopami. Będąc w ruchu, potykamy się o własny kij. Może zbyt niebezpieczne to nie jest – jednak deprymujące na pewno. Sposoby radzenia sobie? Oczywiście są. Przede wszystkim powinniśmy posłuchać rad ekspertów i zwrócić uwagę na pracę ramion. Instruktorzy nw
Nie wypada chodzić z kijem bejsbolowym (chyba że w celu innym niż nordic walking), bilardowym, hokejowym, kijami narciarskimi też nie. Odpowiednie kije powinny być dobrane do naszych potrzeb, umiejętności, sylwetki, no i przede wszystkim charakteryzować się odpowiednią jakością. Jeśli chodzimy sobie lajtowo, od czasu do czasu, po chodniku lub żwirkowej alejce, na krótkich dystansach, traktując nw jako odmianę popołudniowego spaceru – pojęcie jakości kijów jest nam obojętne, by nie rzec obce. Wszak mamy niewiele okazji, żeby przekonać się, jak ważne są ich walory funkcjonalne. I zresztą zaopatrywanie się w markowy, drogi sprzęt nie ma wówczas specjalnie sensu…
Sytuacja diametralnie się zmieni, gdy wejdziemy z kijami do lasu, zaczniemy chodzić po plaży, czy po górkach, nawet niekoniecznie wysokich i bardzo stromych… Nawet, jeżeli zwiększymy tylko dystans naszych marszów, dość szybko przekonamy się, że jakość kija ma jednak znaczenie.
I wtedy zapewne zaczniemy doceniać
I to właśnie są cechy wskazywane przez ekspertów jako podstawowe kryteria wyboru dobrego sprzętu.
Drugim, tym razem już koniecznym czynnikiem doboru odpowiednich kijów jest ich długość (wysokość). Ale o tym to już następnym razem, bo właśnie postanowiliśmy ” iść na kije”.

My jednak na olimpiadę lub mistrzostwa świata raczej się nie wybieramy, więc poprzestaniemy na rekreacji, tym bardziej, że wielu przeciwwskazań do hasania z kijami nie ma.
Uważać powinny jedynie osoby cierpiące na
Wręcz przeciwnie, nordic walking można polecić każdemu. Jego pozytywny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie mogą odczuć absolutnie wszyscy, a w szczególności osoby:
Nie musimy gnać przed siebie, wymachując kijami – spacery w zupełności wystarczą. A zatem – kije w dłoń!!!
Obydwa syropy powstają z podobnych surowców (wspólnym mianownikiem jest kukurydza – jednak syrop glukozowy bywa także wytwarzany z pszenicy i ziemniaków, przy czym ten ostatni ma opinię najmniej szkodliwego). Podobny jest także sposób ich wytwarzania (hydroliza -więc być może późniejsze różnice biorą się stąd, że syropki traktowane są innymi kwasami i, zapewne innymi enzymami). Naprawdę trudno się połapać, czym tak naprawdę się różnią. A różnią się ponoć znacznie, niczym tytułowi Bliźniacy z filmu Reitmana, (Danny DeVito i Arnold Schwarzenegger – podobni jak dwie krople wody, nieprawdaż?).
Rozpanoszył się na półkach z artykulami spożywczymi taj bardzo, że aż strach się bać. Obecnie dodaje się go do
W hołdzie temu tak bardzo zasłużonemu dla naszej cywilizacji czemuś pokusiliśmy się o sporządzenie jego krótkiej charakterystyki. Syrop glukozowo-fruktozowy jest jak:
W każdym razie przesadne spożywanie produktów zawierających syrop glukozowo-fruktozowy:
Wróćmy jednak do diety czekoladowej:
Innymi słowy, jak roztropnie zauważył Darek – właściwie już od dłuższego czasu jesteśmy na diecie czekoladowej. Zasadniczo nie ma w niej nic, czego nie robilibyśmy wcześniej, przed jej odkryciem. Bo i liczba posiłków, i ich składniki, i aktywność… Gdzieś w czeluściach internetu odkryliśmy szczegółowe jadłospisy dzienne – nie wydaje nam się jednak, by były one konieczne do zastosowania. Powiedzmy sobie szczerze, czekolada jest osłodą, w dosłownym tego słowa znaczeniu, trudów i dyskomfortu związanego ze zmianą zwyczajów żywieniowych. Sprawia przy tym, że odchudzanie staje się bardziej znośne – nie odczuwamy, co już też wcześniej sygnalizowałam, poczucia straszliwej „krzywdy dziejowej” i niesprawiedliwości losu.
Z kilku powodów: