Przygotowania do diety -pieczywo w skali przemysłowej

Za ważny powód przeprowadzania diety odchudzającej uchodzi pieczywo. Pokutuje opinia, że potrafi nieźle dodać człowiekowi ciała. Przede wszystkim to białe, pulchne, chrupiące, którego zapach wita w piekarniach lub marketowych stoiskach piekarniczych…
I tylko czasem dziwimy się, że tak ładnie rośniemy w siłę (zwłaszcza w okolicach brzucha), a pieczywo tak smaczne, pachnące i smakowite, gdy jeszcze ciepłe – już następnego dnia staje się, jakąś taką gliniastą lub trocinowatą materią, rozlatującą się w palcach i niespecjalnie smaczną… A po dalszych kilku dniach zieleni się, niczym majowa łąka…
Po blisko 4 latach zwracania bacznej uwagi na rodzaj i źródło pochodzenia zjadanego pieczywa, możemy jedynie potwierdzić, iż taka skrupulatność ma w zdrowszym nieco odżywianiu niebagatelne znaczenie. Obecnie, mimo że chleb spożywamy częściej niż dawniej i zjadamy go więcej –  jakoś trzymamy linię. Fakt, nasze pieczywo musi być ciemne, na zakwasie i – przede wszystkim nie może pochodzić z tzw. „produkcji masowej”, powszechnie dostępnej zwłaszcza w marketach.
Zresztą,  już sama receptura pieczywa  produkowanego masowo nie zachęca specjalnie do jedzenia:

mąka pszenna
(z tzw. pszenicy chlebowej; zawiera duże ilości glutenu)
sprawia, że ciasto łatwiej i piękniej wyrasta
mąka ziemniaczananadaje ciastu odpowiednią teksturę i spoistość
suche drożdże
spulchniaczepoczciwe "polepszacze" np. E330, E322
wybielacze (np. z mąki sojowej, E471, E300),
sztuczne kwasyprzyśpieszają fermentację, co raczej nie podnosi walorów prozdrowotnych pieczywa, jednak wydatnie obniża koszty wytwarzania; niestety, skracanie czasu fermentacji stało się już trwałą tendencją
konserwanty,
emulgatory,
środki zapobiegające pleśni
np. E-281, E-202; wydłużają okres pozornej świeżości, pojawiają się jednak głównie w pieczywie paczkowanym
sóldodawana chyba do smaku; miejmy nadzieję, że jest to sól kuchenna, a nie drogowa
karmel (opcjonalnie)dodawany, ażeby wytwór lepiej mógł udawać ciemne pieczywo; ponoć takich praktyk już się nie stosuje; zdaje się, że są zakazane

Często takie bułeczki maślane i kajzerki, czy mięciutkie, słodkie rogale tworzy się poprzez wypiekanie już gotowej, zamrożonej masy. Trudno wszak jednoznacznie wskazać, czy takie pieczywo jest bardziej szkodliwe. Opinie są podzielone. I naprawdę trudno ocenić, co jest rzetelną oceną, a co próbą ocieplenia wizerunku producenta i jego produktu. Z drugiej jednak strony można zauważyć całkiem złośliwie, że nawet kupując ciepły jeszcze chleb w prawdziwej piekarni tak naprawdę nie wiemy, czy piekarz miesił ciasto poprzedniej nocy, czy 2 tygodnie temu i przez ten czas przeleżało ono sobie w jakiejś przytulnej chłodni. Nie popadajmy w obłęd.
W każdym bądź razie najbardziej wartościowymi składnikami, w aspekcie znalezienia sobie powodu i odpowiednich przygotowań do diety są: gluten w mące chlebowej oraz mąka (skrobia) ziemniaczana, a także wszelkiej maści polepszacze.
Dzięki nim pulchniejszy jest nie tylko bochenek takiego smakowitego chlebusia  – konsument również.
Nie tylko ciasto jest bardziej puszyste – nasza tkanka tłuszczowa również.
Aż chce się jeść.
Takie są długofalowe efekty systematycznego spożywania  tegoż cudu nowoczesnej myśli piekarniczej. Doraźnie natomiast, możemy odczuwać zgagę, wzmożone pragnienie, cierpieć na wzdęcia , albo, przy braku szczęścia – na jeszcze coś gorszego…
Taki chlebuś łatwo rozpoznać – niestety grubo po fakcie. W hali marketu lub w piekarni wabi błyszczącą, gładką skórką, smakowitym zapachem.  Gdy jeszcze ciepły – jest przepyszny… Gorzej po kilku godzinach, a już dnia następnego… I jest to chłodna kalkulacja producenta. Po prostu trzeba pędzić po nowy bochenek…

Niestety, tego typu smakołyki zupełnie nie mieszczą się, naszym skromnym zdaniem w kanonach zdrowego odżywiania i zdecydowanie nie powinny być składnikami żadnej diety odchudzającej, a zwłaszcza diety cukrzycowej.

Powrót do:
Przygotowania do diety

Przygotowania do diety – syrop glukozowy

Uznaliśmy go za ważny element przygotowań do diety, pomimo że uchodzi w założeniu za zdrowszą alternatywę syropu glukozowo-fruktozowego. Odnosimy jakieś takie dziwne wrażenie, iż są raczej jak bracia bliźniacy – podobne i często mylone. Bo i podobna nazwa (wykorzystywana czasami do wprowadzania w błąd konsumentów), i podobny wygląd, i smak… Ponoć ten fruktozowy jest słodszy, ma inny odcień – trzeba mieć wszakże dużo samozaparcia, żeby owe niuanse dostrzec.
Obydwa syropy powstają z podobnych surowców (wspólnym mianownikiem jest kukurydza – jednak syrop glukozowy bywa także wytwarzany z pszenicy i ziemniaków, przy czym ten ostatni ma opinię najmniej szkodliwego). Podobny jest także sposób ich wytwarzania (hydroliza -więc być może późniejsze różnice biorą się stąd, że syropki traktowane są innymi kwasami i, zapewne innymi enzymami). Naprawdę trudno się połapać, czym tak naprawdę się różnią. A różnią się ponoć znacznie, niczym tytułowi Bliźniacy z filmu Reitmana, (Danny DeVito i Arnold Schwarzenegger – podobni jak dwie krople wody, nieprawdaż?).

A zatem Nasi Milusińscy charakteryzują się przede wszystkim odmiennym składem chemicznym.

  • Bliźniak Glukozowy zawiera o wiele więcej glukozy, podstawowego i najłatwiej przyswajanego przez nasze organizmy źródła energii.
  • Bliźniak Glukozowy nie ma w swym składzie fruktozy, uważanej za główną przyczynę zła i pokaźnych brzuszków Obywateli Świata XXI wieku.
    I to właśnie ma sprawiać, że są bliźniakami, niczym DeVito i Schwarzenegger. Czy aby na pewno?
    Wiele serwisów i blogów, poświęconych zdrowemu trybowi życia uznaje syrop glukozowy za produkt prawie nieszkodliwy, zalecany przed wzmożonym wysiłkiem fizycznym, czy intelektualnym – wszak pod warunkiem spożywania z umiarem.
    I tu różnice zdają się kończyć. Powracają natomiast podobieństwa.
    Gdzie bowiem leży granica umiaru? Światowa Organizacja Zdrowia podaje wprawdzie jakąś prozdrowotną normę dzienną pokrywania zapotrzebowania energetycznego w oparciu o cukry proste (właśnie glukoza) – jest to przecież tylko statystyka… Gdy lewą nogę wsadzimy do wrzątku, prawą do lodu – statystycznie czujemy się świetnie, a i temperatura jest prawidłowa… A że obie nogi do amputacji? Znamy poza tym kilka skandali związanych z ustalaniem norm, lepiej służących producentom żywności, czy farmaceutyków, niż naszemu zdrowiu…
    Jak poza tym zachować umiar, skoro także i syrop glukozowy jest ulubieńcem producentów żywności. Stosowany równie powszechnie, jak jego glukozowo-fruktozowy alter ego. Zawierają go m.in.
  • słodycze
  • napoje
  • pieczywo oraz pozostałe wypieki (wykorzystywany także do wykonywania ozdób, np. na torty)
  • wysoko przetworzona żywność, począwszy od gotowych pierogów, poprzez zupki w proszku, aż po majonez
  • wyroby mięsne, etc.etc.

Nawet ten skrótowy wykaz prowadzi do konstatacji, że zakres stosowania syropu glukozowego jest bardzo zbliżony do stosowania syropu HFCS.
A przy okazji nasuwają się i inne analogie:

  • Trudno kontrolować spożycie dzienne obydwu syropów, skoro są tak powszechne
  • Obydwa mają dużo kalorii oraz cenione walory tuczące (syrop glukozowy powoduje nieco mniejszy przyrost masy, co oczywiście nie oznacza, że jest on niewielki), więc w konsekwencji mogą prowadzić do tych samych schorzeń, wywoływanych otyłością
  • Zupełnie nie są wskazane dla diabetyków. Należy przy tym zwrócić uwagę na fakt, że syrop glukozowy może wywoływać skutki natychmiastowe, gwałtowny wzrost poziomu cukru, natomiast HFCS – działa nieco wolniej (co wcale przecież nie oznacza, że jest zdrowszy i bardziej przyjazny dla diabetyków).

I te powody zdecydowały, że uważamy syrop glukozowy za cenny element przygotowań do diety,  porównywalny z naszym ulubionym HFCS i podobnie jak on, nijak niepasującym do zasad zdrowego odżywiania i diety cukrzycowej.
Tak więc, jeżeli będziemy ze zbyt wielkim zapałem raczyć się doprawianymi nimi słodyczami oraz daniami gotowymi – swój powód do odchudzania wcześniej, czy później znajdziemy. I oby to były przyciasne porcięta, nie zaś wyniki badań.

Przygotowania do diety – HFCS

powrót do
Przygotowania do diety

Przygotowania do diety – HFCS

Profesjonalne przygotowanie się do diety odchudzającej, czyli danie sobie rzetelnego powodu do odchudzania wymaga jeszcze jednego, niezwykle istotnego elementu. Jego zastosowanie nie nastręcza w tej chwili żadnych trudności, często czynimy to nieświadomie – tak bardzo jest rozpowszechniony. Syrop glukozowo-frutozowy. HFCS (High Fructose Corn Syrup).
Rozpanoszył się na półkach z artykulami spożywczymi taj bardzo, że aż strach się bać. Obecnie dodaje się go do

  • napojów bezalkoholowych, gazowanych i niegazowanych, (np. cola, herbata mrożona, tonik), soków, soków dla dzieci, nektarów, kompotów,
  • napojów izotonicznych i energetyzujących,
  • napojów alkoholowych, np. likierów, piw smakowych, nalewek,
  • mlecznych napojów fermentowanych, niektórych jogurtów naturalnych i owocowych (jako składnik owego „wsadu” owocowego), lodów, mleka zagęszczonego,
  • dżemów, galaretek, deserów,
  • ciast, ciastek, zwłaszcza pierników, jako zamiennik miodu ( i dlatego najlepiej piec je samemu), lizaków, cukierków , czekolady, żelków, deserów w proszku
  • pieczywa (jako środek ograniczający czerstwienie), wysoko przetworzonych przetworów zbożowych (np. płatki śniadaniowe)
  • sałatek i konserw rybnych,
  • zup, ketchupów, niektórych rodzajów musztardy, zalew do ogórków i śledzi.
  •  mielonego mięsa i szynki i innych wędlin,
  • żywności typu „fit” i „dietetycznej”, typu „0 % cukru”

Czyli prawie do wszystkiego. Spektrum zastosowania jest rozległe, niczym obszar Alaski.
I gdyby tylko jeszcze ów syropek nie szkodził tak bardzo…

Jest rodzajem cukru, mającym konsystencję syropu. Zawiera 55% glukozy, 42% fruktozy i około 3% jakichś innych cukrów. Sama słodycz i istna rozkosz dla podniebienia… Skąd zatem, i po co, pojawia się w szynce, sałatce śledziowej, czy w sardynkach? A jednak… Przede wszystkim  ów syrop jest tani, łatwy w transporcie i obróbce, odporny – niczym polichlorek winylu – na warunki atmosferyczne i upływ czasu. Wzmacnia więc walory estetyczne dowolnego artykułu spożywczego i wydłuża jego pozorną świeżość, gdyż nie dość, że sam nie podlega krystalizacji, to jeszcze zapobiega tejże krystalizacji (oraz wytrącaniu) innych składników, ogranicza pojawianie się nalotów, osadów itp. sprawiając tym samym, że produkt znacznie dłużej będzie ładny i ponętny. Z tych właśnie syropkowych właściwości wynika zachwyt producentów i  jego wszechobecność w żywności (można odnieść wrażenie, że jest go więcej niż tlenu, wodoru, azotu i węgla razem wziętych).
W hołdzie temu tak bardzo zasłużonemu dla naszej cywilizacji czemuś pokusiliśmy się o sporządzenie jego krótkiej charakterystyki. Syrop glukozowo-fruktozowy jest jak:

  • Robocop – nie występuje w forme naturalnej, powstaje sztucznie, w wyniku reakcji chemicznych, hydrolizy przy udziale enzymów i kwasów. Minam, mniam. Zresztą gazobeton też w przyrodzie nie występuje, a jaki jest pożyteczny.
  • Śmieć -odpadek – jest odpadem w produkcji wyrobów z kukurydzy (coraz częściej, zwłaszcza w Europie wykorzystuje się pszenicę)
  • Pustak – nie odznacza sie żadnymi wartościami odżywczymi, jest źródłem pustych kalorii
  • Kameleon – udaje po trosze miód, po trosze tradycyjny cukier – zależnie od okoliczności. Z kolei semantycznie podszywa się pod dużo mniej szkodliwy syrop glukozowy.
    Zresztą wielu producentów wykorzystuje to podobieństwo nazw, „myląc” się w trakcie podawania składu swoich wyrobów. Ot, jedno słówko, a jak wiele zmienia… Czasem nasz syropek bywa przezywany maltozą, czasem syropem kukurydzianym, innym razem udaje Obywatela Świata lub Europejczyka, przybierając na etykiecie z angielska brzmiący skrótowiec HFCS. Wszystko zależy od inwencji twórczej i pomysłowości producentów.
    Udaje także sacharozę
  • Oszust – oszukuje nasz mózg, blokując działanie hormonu (leptyna) odpowiedzialnego za nasze odczucie sytości; w rezultacie wydaje nam się, że jesteśmy głodni, mamy coraz lepszy apetyt, więc – w konsekwencji coraz więcej jemy; jemy i tyjemy.
  • Hodowca – tuczy nas jak brojlery
  • Kolekcjoner – pomaga kolekcjonować tkankę tłuszczową, zwłaszcza – co jest szczególnie niebezpieczne – wokół narządów wewnętrznych
  • McGywer i Harry Potter razem wzięci – z niczego potrafi ową tkankę tłuszczową wyczarować
  • Tajnos Agentos Banditos – dywersant, zakłócający pracę wątroby i powodujący wytwarzanie nadmiaru trójglicerydów
  • Karaluch – raczej nie można go wytępić, ani od niego uciec, bądźmy realistami. Nie liczmy też na wprowadzenie zakazu jego stosowania Jedyne, co możemy zrobić, to ograniczyć spożycie, czytać etykiety i unikać artykułów, w których składzie znajduje się HFCS. A i tak nie mamy pewności, czy producent akurat nie pominął go na liście (od czasu do czasu producenci są przyłapywani na tym procederze; ostatnim, który uznał, że nie ma się czym chwalić, był pewien światowy producent bardzo reklamowanych jogurtów; i co? i nic). Nasz rarytas jest także Cichym Sojusznikiem dbających o zdrowie: jego spożywanie zapewne spowoduje, że część z nas wcześniej czy później stanie przed obliczem lekarza. Na początek rodzinnego, potem się zobaczy: może diabetolog, nefrolog albo hepatolog? Albo jeszcze gorzej?
    W każdym razie przesadne spożywanie produktów  zawierających syrop glukozowo-fruktozowy:
  • powoduje szybkie tycie i chroniczną otyłość,
  • zwiększa ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 2, prowadzi do reaktywnej hipoglikemii (gwałtownych zmian poziomu insuliny oraz glukozy we krwi),może powodować zaćmę cukrzycową,
  • przyczynia się do rozwoju miażdżycy, choroby niedokrwiennej serca, zawałów, chorób nerek, stłuszczenia wątroby,
  • przyczynia się do zwiększenia możliwości wystąpienia zespołu jelita drażliwego,
  • posądzany jest także o działanie rakotwórcze
    Jak jednak nie przesadzać, skoro HFCS straszy w tak wielu grupach artykułów i posiada podobno jakieś własności psychoaktywne, uzależniające? A może to spiskowa teoria dziejów?
    W każdym bądź razie syrop glukozowo – fruktozowy  jest nieocenionym elementem przygotowań do diety, i to nie tylko redukcyjnej, a także wywiera niebagatelny wpływ na nasze zdrowie. A że jest to wpływ skrajnie negatywny… Zdecydowanie nie powinien być składnikiem diety diabetyka. Przyjrzyjmy się liście artykułów z HFCS i zróbmy krótki bilans – które z nich goszczą zbyt często na naszym stole. Pozwoli to nam ocenić stopień naszych przygotowań do diety i gotowość do odwiedzenia specjalisty medycznego…

Przygotowania do diety – syrop glukozowy

powrót do
Przygotowania do diety

Dieta czekoladowa

Nie należy do najpopularniejszych diet w internecie, ale jej odnalezienie przyniosło nam wiele radości, zwłaszcza mężowi. Traktujmy ją jednak jako swego rodzaju ciekawostkę, nie zaś antidotum na nadmiar masy. Nie jest to chyba poważny sposób odchudzania, chociaż założenia tej metody faktycznie mogą przypaść do gustu.
Jeśli wierzyć twórczyni diety – Ruth Moschner –  gorzka czekolada, spożywana w odpowiednich ilościach i połączona z odpowiednimi produktami, pozwala gubić niechciane kilogramy,  a ponadto łagodzi stres towarzyszący większości kuracji odchudzających. Pamiętajmy jednak, że (podobnie jak w przypadku wszelkich cudownych i mniej cudownych suplementów diety) samo jedzenie gorzkiej czekolady nie gwarantuje, że schudniemy choćby i 10g (a następnie nie przytyjemy np.10 kg w miesiąc po kuracji) bez  stosowania kilku uniwersalnych zasad zdrowego odżywiania… I choćby minimalnej aktywności fizycznej
Wróćmy jednak do diety czekoladowej:

  • Zakłada spożywanie maksymalnie 6 kostek gorzkiej czekolady w ciągu dnia (ograniczenie ma związek z jej kalorycznością – c.a. 554 kcal w 100 g, a także z faktem,  że zawiera znaczne ilości fenyloetyloaminy – składnika psychoaktywnego, który może spowodować uzależnienie).
  • Nie zjadamy od razu całej dozwolonej porcji, rozkładając ją równomiernie na cały dzień ( staramy się zjadać ostatnią dawkę pomiędzy 16.00-18.00, mimo że kończymy dzień żywieniowy najpóźniej o 20.00, )
  • Jemy ją przed (1/2-2h) śniadaniem i obiadem, i jak już wspomniałam w godzinach popołudniowych (podwieczorek) – nigdy zaś po posiłku, zwłaszcza bezpośrednio – szczególnie dotyczy to osób mających problemy ze zbyt wysokim cukrem (deser , nawet jeśli będzie nim gorzka czekolada, może zadziałać jak katalizator)
  • W trakcie diety czekoladowej przestrzegamy zasad zdrowego odżywiania
  • Spożywamy zbilansowane posiłki 5 razy dziennie.
    W naszym jadłospisie powinny znaleźć się produkty bogate w pełnowartościowe białko i błonnik pokarmowy (lub inne substancje balastowe, potrzebne do prawidłowego przebiegu procesów trawienia).
  • Wsparciem dla procesu odchudzania będą przyprawy, które wykazują tendencję do przyspieszenia procesu spalania tkanki tłuszczowej. Są to: chili, imbir, cynamon, kardamon.
  • Rezygnujemy z innych rodzajów słodyczy
  • Elementem kuracji powinna być także aktywność fizyczna


Jak zapewniają dietetycy, w rezultacie możemy schudnąć od pół do 3 kilogramów w ciągu tygodnia.

WAŻNE!  Kakao może uczulać. A zatem osoby skłonne do alergii przed zastosowaniem diety czekoladowej powinny pomyśleć o wykonaniu próby uczuleniowej. Z kolei osoby z cukrzycą t2 – powinny bacznie obserwować zachowanie poziomów glukozy!
Innymi słowy, jak roztropnie zauważył Darek – właściwie już od dłuższego czasu jesteśmy na diecie czekoladowej. Zasadniczo nie ma w niej nic, czego nie robilibyśmy wcześniej,  przed jej odkryciem. Bo i liczba posiłków, i ich składniki, i aktywność… Gdzieś w czeluściach internetu odkryliśmy szczegółowe jadłospisy dzienne – nie wydaje nam się jednak, by były one konieczne do zastosowania. Powiedzmy sobie szczerze, czekolada jest osłodą, w dosłownym tego słowa znaczeniu, trudów i dyskomfortu związanego ze zmianą zwyczajów żywieniowych. Sprawia przy tym, że odchudzanie staje się bardziej znośne – nie odczuwamy, co już też wcześniej sygnalizowałam, poczucia straszliwej „krzywdy dziejowej” i niesprawiedliwości losu.
„Stosujemy dietę czekoladową…” Prawda, że brzmi to dobrze?

powrót do
Słodycz gorzkiej czekolady

Zalety gorzkiej czekolady

Dlaczego warto jeść gorzką czekoladę podczas stosowania diety odchudzającej?
Z kilku powodów:

  • pomaga psychicznie, zmniejszając stres, który towarzyszy (zwłaszcza łakomczuchom) podczas stosowania diet na odchudzanie,
  • hamuje apetyt na potrawy słodkie, tłuste i słone (tak przynajmniej twierdzą naukowcy z Uniwersytetu w Kopenhadze),
  • daje uczucie sytości na dłuższy czas,
  • posiada pewne właściwości odchudzające
  • przyspiesza metabolizm, co powoduje lepsze spalanie tłuszczu,
  • zmniejsza odkładanie się tłuszczu w okolicach talii i brzucha,
  • zawiera teobrominę i teofilinę — substancje, które ułatwiają spalanie tkanki tłuszczowej,
  • zawiera kofeinę — substancję pobudzającą, która daje energię do intensywnych ćwiczeń fizycznych i przyspiesza metabolizm kwasów tłuszczowych,
  • zawiera błonnik pokarmowy (około 10 gramów w 100 gramach czekolady),
  • zawiera przeciwutleniacze, które poprawiają pracę naczyń krwionośnych, a w rezultacie minimalizują ryzyko powstawania zakrzepów,
  • poprawia krążenie krwi,
  • usprawnia funkcjonowanie serca,
  • ma pozytywny wpływ na układ nerwowy,
  • ma niski indeks glikemiczny, dlatego następstwem jej zjedzenia jest wolne tempo wzrostu poziomu cukru we krwi,
  • hamuje procesy starzenia dzięki właściwościom antyoksydacyjnym.

    powrót do

    Słodycz gorzkiej czekolady

Czekolada – ale jaka? (kryteria wyboru)

Czekolada czekoladzie nie jest równa.  Znalazłam kilka kryteriów wyboru tej dobrej i postanowiłam je skonfrontować z naszymi spostrzeżeniami:

Dobrej jakości czekolada zawiera cukier, nie zaś syrop glukozowo-fruktozowy.
Bezspornie. Kupujemy tylko te słodzone cukrem, nie zaś innymi substancjami słodzącymi (choćby nawet były fit lub dedykowane tylko dla diabetyków). Przy czym czekolada gorzka
w porównaniu z innymi słodyczami tego cukru zawiera relatywnie najmniej.
Powinna zawierać minimum 70% kakao, najlepiej jednak 90 - 99%.
Preferujemy czekolady o zawartości kakao 81 -85% i wyższej. Biorąc pod uwagę wcześniejsze zamiłowania słodyczowe Pana Męża oraz potencjalną skłonność jego glukozy do wylatywania ponad poziomy uznałam, że proponowanie mu czekolad 70% nie gwarantuje, że nie sięgnie ponownie po czekoladki mleczne. Wyższa zawartość kakao, a niższa cukru spowodowała, że po okresie abstynencji i wdrażania się do jadania czekolady 83% - gorzka czekolada jest dla niego słodka, zaś mleczna - zbyt słodka... Można? Można.
Powinna rozpływać się w ustach.
Z tym generalnie jest problem. Odnoszę wrażenie, że dzisiejsze czekolady są o wiele bardziej kleiste i oleiste niż jeszcze 15-20 lat temu. Może to zasługa dodawanego oleju sojowego czy palmowego? Jakoś nie mogę sobie przypomnieć, żeby występowały w składzie czekolad wcześniej... A składy produktów czasem czytywałam, choć w nieco innym niż dzisiaj celu... Bardziej z ciekawości..
W każdym razie nie widzimy tu specjalnej róznicy pomiędzy markowymi czekoladami Lindt i belgijskimi z jednej strony, a tańszymi hipermarketowymi markami własnymi- z drugiej. Pionierem nowej technologii wzbogacania czekolady olejami była, jak mi się zdaje, jeszcze jugosłowiańska firma Kras i jej wyroby z serii Tom i Jerry - już lekko kleiste. Ale panował wtedy kryzys (lata 80-te XXw.), człowiek nie wybrzydzał, nie gardził nawet wyrobami czekoladopodonymi, mającymi się do czekoladowych mniej więcej tak, jak krzesło do krzesła elektrycznego.
Dobrej jakości gorzka czekolada ma błyszczącą powierzchnię.
Chyba tak; nie jesteśmy jednak aż takimi koneserami, żeby to dostrzegać.
Dobrej jakości gorzka czekolada pachnie czekoladą, a nie kawą.
Trudno powiedzieć... Kawa teraz też pachnie nieco inaczej niż dawniej. Z pewnością jednak nie są to zapachy pamiętane z dzieciństwa.
Po jej przełamaniu miejsce złamania jest gładkie.
Jest to dla nas zbyt subtelne. Najczęściej odłamują nam się nierówne tafelki, więc nie mówmy o gładkich.
Pod wpływem wahań temperatury nie pokrywa się białym nalotem, wykrystalizowanym tłuszczem ( a to może świadczyć albo o niewłaściwym przechowywaniu, albo o kiepskiej jakości użytego do produkcji kakao).
Wydaje mi się, że to dość zwodniczy wyróżnik, gdyż producenci dokładają wszelkich starań, by zjawisko pojawiania się nalotu wyeliminować - bez stosowania kakao w pierwszym gatunku.
Czekolada należy do produktów, które - wg Belgijskiej Agencji ds. Żywności, mogą być spożywane, mimo że przekroczyły datę ważności (do 2 miesięcy po upływie terminu, pod warunkiem odpowiedniego przechowywania w suchym, zaciemnionym miejscu i w szczelnym opakowaniu.Czekoladę można ponadto zamrozić, jednakże przed upływem terminu przydatności do spożycia.
Zupełnie się z tym nie zgadzamy. Uważamy, że pożądane walory smakowe czekolady zaczynają zanikać już w okresie ostatnich 3 miesięcy przed upływem okresu ważności (staje się jakby bardziej mdła i oleista). Może to tylko subiektywna ocena - w każdym razie do koszyka wrzucamy tylko te czekolady, którym do przekroczenia okresu ważności brakuje min. 6 miesięcy. I wydaje nam się, że mają i lepszy smak, i lepszą konsystencję.

powrót do
Słodycz gorzkiej czekolady

Jaką czekoladę wybrać?

Najlepiej dobrą 🙂 .Smaczną, Świeżą. I taką nie za bardzo tuczącą. Najlepiej zatem sięgać po czekoladę o jak największej zawartości kakao, mimo iż początkowo może to budzić sprzeciw naszych kubków smakowych, nie zawsze lubiących cierpkie słodycze.
Jednak takie czekolady są, jeżeli można tak powiedzieć – zdecydowanie najzdrowsze. Mają stosunkowo niskie IG (spośród słodyczy gorzka czekolada zawiera najmniejszą ilość cukru), co, zwłaszcza dla diabetyków wcale nie jest takie najgorsze, gdyż po jej zjedzeniu poziom cukru we krwi wzrasta stosunkowo wolno. Zawarte w nich kakao wydatnie ponoć wspomaga procesy metaboliczne, dzięki błonnikowi, kofeinie i jakiemuś tajemniczemu zwiazkowi roślinnemu, epikatechinie (jak ktoś kiedyś zgrabnie go nazwał), wspomagajacej intensywność wytwarzania energii niezbędnej do spalania zbędnych kalorii.
Epikatechina jest zarazem przeciwutleniaczem, a ponadto ma niwelować skutki udaru mózgu (niestety, w mlecznej czekoladzie prawie nieobecna, z racji cierpkiego smaku usuwa się ją w procesie produkcji, a ponadto niweluje ją mleko). I są to chyba wystarczająco ważkie argumenty, uzasadniające preferowanie czekolady gorzkiej, kosztem wyrobów z czekolady mlecznej, czekolad z dodatkami (orzechy, migdały, rodzynki itp.) i słodkimi posypkami (np karmel), a zwłaszcza czekolad nadziewanych.
Czekolady nadziewane mogą być przyczyną niejednej niespodzianki natury, można powiedzieć egzystencjalnej… Mąż kiedyś zaczął studiować skład jakiejś takiej czekolady z kawałkami malin, przybierając minę, jaką zapewne miał Witkacy, przeżywający zdumienie metafizyczne, wynikające z odkrycia faktu swojego istnienia. Gdy zainteresowałam się tym dość osobliwym wyrazem twarzy Darka, wyjaśnił, że w czekoladzie z malinami jest marakuja, a także buraki cukrowe, orzechy arachidowe, jakieś barwniki, substancje zapachowe itp. – ale ani śladu malin… Cóż. Dziwiło go tylko, że nie ma koperku, ani szczawiu.
Buraki, czy marakuję w czekoladzie malinowej można potraktować jako swoisty akcent humorystyczny, gorzej jednak z substancjami, barwiącymi zapachowymi, utrwalaczami…
Generalnie, im krótsza lista składników tym lepiej. I ważne, żeby w składzie był cukier, nie zaś syrop glukozowo-fruktozowy, substancja ta k powszechna i ważna dla naszego zdrowia, że chyba wkrótce poświęcę jej osobny wpis.

powrót do
Słodycz gorzkiej czekolady

Słodycz gorzkiej czekolady

Dieta odchudzająca wcale nie musi oznaczać rezygnacji z wszystkiego, co przyjemnie słodkie. To z pewnością dobra wiadomość dla łakomczuchów, którzy wiedzą, że powinni schudnąć, lecz nie podejmują wysiłku w przekonaniu, że będą zmuszeni do odrzucenia wszelkich słodyczy. Drugą dobrą wiadomością jest dopuszczalność czekolady w diecie, co szczególnie cieszy mojego męża. On nadal uważa, zwłaszcza gdy czekolada rozpływa mu się w ustach, że wkład rodziny von Houten oraz R. Lindta w rozwój cywilizacji jest większy niż Kopernika, Nobla, Edisona, czy (zwłaszcza) Alexandra Grahama Bella. Zaś tabliczka czekolady ( po raz pierwszy uzyskał ją w XIX w. Francis Fry) jest daleko bardziej przydatnym wynalazkiem niż odkurzacz, telewizor, internet, telefony komórkowe lub inne smartfony razem wzięte. Cały mój mąż.

Trzecia wiadomość – może i nieco gorsza: w trakcie odchudzania można dopuścić wprawdzie czekoladę, ale tylko gorzką, którą nie każdy lubi. Jednak historia Darka stanowi tu pewne pocieszenie. Jak już pisałam, był on znanym pogromcą hurtowych ilości wyrobów cukierniczych, w tym i czekolady. Jadał wszakże tylko mleczną. Zakrawa to na chichot historii, jednak od trzech lat zupełnie mu się odmieniło. Mleczną czekoladę całkowicie ignoruje.
Mimo że w odchudzającej diecie można włączyć do jadłospisu gorzką czekoladę – nie od razu zdecydowałam się na ten krok. Przyczyną było łakomstwo Darka (nie dopuszczał myśli, że można sobie „coś słodkiego” zostawić na później), no i ta jego podwyższona glukoza.
W zamian za słodycze zaproponowałam mu jogurty typu greckiego. Zawierają one wprawdzie niekoniecznie pożądaną dla cukrzyka fruktozę, jednak jak się okazało, skutecznie neutralizowało ją białko. Darek zjadał nieraz i 3-4 jogurty dziennie, nie odnotowując przy tym znaczącego wzrostu poziomu cukru we krwi. Dodatkowo jeszcze wspomagał się chrupkim pieczywem, traktując je jak ciastka.
Dopiero po kilku miesiącach, gdy glukometr regularnie pokazywał wyniki w normie, ja zaś uznałam, że tempo utraty wagi Pana Męża (dość wysokie zresztą) ostatecznie się ustabilizowało – czekolada (oczywiście gorzka) zagościła w naszym domu.


Ten przymusowy efekt abstynencji przyniósł dodatkowo 2 niespodziewane rezultaty. Pan Mąż nie rzuca się już jak szaleniec na  całą tabliczkę, zadowalając się  dwoma tafelkami (później zezwoliłam na 4; dzisiaj to 4-8 kostek), a ponadto przestał mieć upodobanie w innych łakociach. I dobrze, bo ze wszystkich słodyczy czekolada gorzka ma najniższe IG (czyli, przynajmniej teoretycznie, powinna powodować najmniejsze wyrzuty cukru. I rzeczywiście. Jak dotąd wygląda na to, że większe od wyrzutów cukru są wyrzuty sumienia imć Dariusza – po zjedzeniu dozwolonej porcji owej czekolady właśnie).

Natknęłam się także na – pochodzącą z kilku źródeł – informację o jej  pozytywnym wpływie na metabolizm. Gdy podzieliłam się swą wiedzą z Darkiem, potraktował to jak cenne odkrycie, rozpromienił się szeroko – i bardzo z siebie zadowolony, oznajmił, że skoro nawet jedna kostka przyśpiesza ów metabolizm, to – gdy poczęstuje się od razu 3 tabliczkami, jego metabolizm nabierze prędkości bolidu podczas wyścigów Formuły 1, więc on sam jeszcze piękniej schudnie. Odparłam, że nie może przesadzać, bo jak zje za dużo, schudnie w takim tempie, że po 3 godzinach będzie przypominać szkielecik lub egipską mumię, albo inny akacjowy listek na wietrze… I tak sobie od czasu do czasu rozmawiamy. I dobrze, bo takie dialogi z przymrużeniem oka, dość głupawe w swej prostocie  – dają namiastkę normalności, pozwalają unikać uczucia katowania się,  przykrej konieczności ciągłych wyrzeczeń i ograniczeń, misji do spełnienia, przymusu – czyli tego wszystkiego, co jest wrogiem nr 1 odchudzających się lub przebywających na każdej z diet. Brzmi prawie jak bluźnierstwo, ale to jest chyba główną zaletą czekolady, jako elementu odchudzania.

Jaką czekoladę wybrać?
Czekolada – ale jaka? (kryteria wyboru)
Zalety gorzkiej czekolady
Dieta czekoladowa

Piernik – Sknerus

Składniki
2 szklankimąka żytnia
12 dagmargaryna
1 szklanka
(niepełna)
cukier
2 szt.jajka
4 łyżkipowidła śliwkowe
3 łyżkikakao
1 op.przyprawa do piernika
1 szklankamleko 2% ( w temperaturze pokojowej)
1 łyżeczkasoda
bakalie
Sposób przyrządzania:
mąkę przesiać z sodą, dodać kakao i przyprawę do piernika; starannie wymieszać
margarynę roztopić i przestudzić
jaja dokładnie umyć i wraz z cukrem ubić na puszystą masę
naprzemiennie, porcjami dodawać mleko i mąkę z przyprawami, kakao i sodą, mieszając łyżką
dodać powidła i wymieszać
na końcu dodać tłuszcz i wymieszać do uzyskania jednolitej konsystencji
dodać bakalie i wymieszać
gotowe surowe ciasto wlać do formy, wyłożonej papierem do pieczenia
piec w piekarniku, w temperaturze 180 stopni C przez 1h.
po wystygnięciu można np polać polewą czekoladową

Smacznego!!!!

powrót do
Ciasta – dla łasucha

Ciasto z jabłkami

Składniki
ok.75 dagszara reneta
2 szklankimąka pszenna
25 dag
(1 kostka)
margaryna
3/4 szklankicukier
4 szt.jajka
1 łyżeczkaproszek do pieczenia
bułka tarta, cynamon do jabłek + sok z cytryny
Sposób przyrządzania:
jabłkajabłka umyć, obrać pokroić na cząstki, wydrążyć gniazda nasienne; ułożyć w misce, skropić sokiem z cytryny (nie ciemnieją), posypać 1 -2 łyżkami bułki tartej, wymieszać; posypać cynamonem i ponownie wymieszać; odstawić.
przygotowanie ciastamargarynę roztopić i przestudzić
jajka starannie umyć; po rozbiciu - żółtka oddzielić od białek
ubić pianę z białek, w trakcie ubijania stopniowo dodawać cukier, a na końcu żółtka; ubić na puszystą masę.
mąkę przesiać z proszkiem do pieczenia
tak przesianą mąkę dodawać do ubitej masy, delikatnie mieszając łyżką
na końcu dodać tłuszcz i ponownie delikatnie wymieszać - do uzyskania jednolitej konsystencji
na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę wylać połowę masy, ułożyć jabłka (dość grubą warstwę) i zalać resztą ciasta
pieczeniepiec w nagrzanym do 180 stopni C piekarniku przez ok. 1h.
po wystygnięciu można np posypać cukrem pudrem

Pamiętajmy, żeby zachować umiar 🙂


Smacznego!!!

powrót do
Ciasta – dla łasucha