Wampirek…Mój glukometr

Wampirek…Kapuś…Pijawka…Osa…Żądło…Wędrując po diabetycznych forach trudno czasem uznać, że glukometry są przesadnie lubiane przez  swoich użytkowników…I coś w tym jest.
Monotonia, obowiązek, Nemezis, czasem ból palców…
Mam świadomość, że moja słodka dwójka pod względem skali zaawansowania jest igraszką, zabawką zaledwie. Wychwycona w porę, wyrównana, śpi sobie niczym śpiąca królewna. I nie mam nic przeciwko, jednak jednym z warunków są niestety stałe kontakty z Wampirkiem.
Z początku postanowiłem go olewać, nie darzyłem też przesadnym zaufaniem. Na ulotce informacyjnej wyczytałem, że nie należy powtarzać pomiarów w zbyt krótkim czasie. I co zrobiłem w pierwszej kolejności? Dziabnąłem się raz po razie w dwa palce, w odstępie czasowym potrzebnym do wymiany paska. I wyniki – różne – wcale mnie nie zdziwiły. Powtarzałem jeszcze eksperyment, a to pikając się dwukrotnie w ten sam palec, a to przy okazji badań krwi – w chwilę po pobraniu z żyły. Wyniki oczywiście odmienne, rzecz zupełnie naturalna, ale mogłem snuć różne dywagacje o mojej cukrzycy, co Elę doprowadzało do szewskiej pasji. Powiem uczciwie, w tym pierwszym okresie kłułem się głównie dlatego, żeby żona nie marudziła, żeby się w końcu odczepiła, bo stała nade mną jak Cerber jakiś i autentycznie cieszyła się z wyników, chyba nawet bardziej niż ja. A wyniki były rewelacyjne, tak rewelacyjne, że zacząłem mieć wątpliwości, czy coś takiego jak cukrzyca 2 w ogóle na tym pięknym świecie istnieje i czy mam z nią cokolwiek wspólnego.

Nie wiem, czy to zasługa mojej fantastycznej Elżbiety i jej diety, czy tabletek, czy może jednego i drugiego… W każdy razie dobre wyniki zachęcają do pomiarów. Traktuję je jako rodzaj rozgrywek sportowych – meczu lub walki bokserskiej, która musi wyłonić zwycięzcę. Do pomiaru przystępuję zawsze z pewnym zaciekawieniem: ”kto kogo tym razem?”. Może to i podejście nader rozrywkowe i niezbyt mądre, jednak pozwala mi na unikanie poczucia przykrego obowiązku, nie czuję się „pokrzywdzony przez los, bo muszę…” Postanowiłem na początku, że nie dam się zwariować cukrzycy, że nie będę żyć jak w oblężonej twierdzy, ale i nie pozwolę, żeby się ta cukrzyca rozwinęła. I to, przynajmniej na razie daje się zrobić. Mam poza tym moją Elżbietę…Nie ma co pisać o skutkach nieleczonej cukrzycy, dostępnych materiałów na ten temat jest sporo… Znałem jednak kilka osób, które uniknęły cukrzycowej ślepoty i amputacji kończyn. Tylko dlatego, że wcześniej dopadł je wylew…
Pamiętajmy o tym, nim zbagatelizujemy cukrzycę.

Dolce vita

Życie z cukrzycą… Na pewno da się przeżyć. Bo cóż prostszego – trzymać dietę, ruszać się, łykać tabletki, pyknąć się w palucha… Oczywiste. Proste. Proste i trudne zarazem… Trudność polega na tym, że trzeba to jeszcze wykonać… Systematycznie i konsekwentnie.

Chyba największe problemy to dieta i aktywność fizyczna. Gdy tak siedzę sobie w poczekalni poradni diabetologicznej i dyskretnie słucham rozmów – odnoszę wrażenie, że znajduję się w kompanii karnej wśród głodomorów. Tematem wiodącym jest żarcie… Co kto lubi, co kto zjadł, co kto musi zjeść lub zje,  jak tylko wróci do domu… Padają przy tym takie przykłady potraw, że resztka włosów się jeży na łysej głowie. Dosłownie wszystko, czego słodszy człowiek zdecydowanie jadać nie musi. Chyba, że chce rozwijać swoją chorobę… Niejeden dietetyk słuchając tych dialogów zszedłby na zawał serca lub przynajmniej zawył ze zgrozy. I jakoś tak dziwnie nie licuje to wszystko z poprawnością polityczną plakatów, obficie ozdabiających ściany przychodni. Fakt, treść tych ozdób nawet do mnie niespecjalnie przemawia, zupełnie jak treść tych głupawych obrazków i napisów na paczkach papierosów, których głównym celem jest chyba tylko reklama jakiejś poradni do walki z nałogiem… (czytając je sobie, zazwyczaj się dziwię, że jeszcze żyję, i powiem więcej, mam się całkiem dobrze. A dzięki komu w dużej mierze? – trzeba chyba zapytać Elżbietę.Nie ma co pisać o skutkach nieleczonej cukrzycy, dostępnych materiałów na ten temat jest sporo… Znałem jednak kilka osób, które uniknęły cukrzycowej ślepoty i amputacji kończyn. Tylko dlatego, że wcześniej dopadł je wylew…
Pamiętajmy o tym, nim zbagatelizujemy cukrzycę.